eOstroleka.pl
Polska,

"Smoleńsk": Czy warto obejrzeć? [RECENZJA]

REKLAMA
zdjecie 1171
zdjecie 1171
REKLAMA

Premiera filmu "Smoleńsk" już za nami. Na ekranie kinowym mogliśmy obejrzeć dramat, jaki rozegrał się przed sześcioma laty w Rosji. Z kina wyszedłem z wieloma myślami i refleksjami dotyczącymi tego filmu. Zapraszam do lektury recenzji. Czy warto obejrzeć ten film?

Od razu przyznam się, że jestem takim samym znawcą filmów, jak większość z czytelników. Nie kończyłem studiów w tym kierunku (kinematografii, bo z zawodu jestem dziennikarzem), nie jestem także pasjonatem kina i nie chodzę do niego codziennie. Uważam jednak, że jako dziennikarz jestem w stanie wypowiedzieć się o różnych wydarzeniach lub też konkretnie o tym filmie w więcej niż jednym słowie: "dobry" lub "słaby". Mimo wszystko, na „Smoleńsk” szedłem z myślą o tym, że po seansie będę miał wiele refleksji, którymi będę mógł się podzielić. Tak też się stało. Moim zdaniem film ma sporo plusów, ale nie jest bezbłędny.

Niewątpliwym plusem „Smoleńska” jest to, że film w ogóle powstał. Katastrofa prezydenckiego samolotu w Rosji jest tematem niezwykle ciężkim, stąd reżyser Antoni Krauze wykazał się dużą odwagą, biorąc na siebie ciężar opinii milionów Polaków, jakie z pewnością pójdą do kin. Do tej pory oglądaliśmy jedynie filmy dokumentalne o katastrofie, mniej lub bardziej udane. Tym razem mogliśmy pójść do kina na film fabularyzowany, ale z wieloma prawdziwymi elementami. Osobiście uważam, iż przeplatanie migawek telewizyjnych z kwietnia 2010 roku z fragmentami fabularyzowanymi nie było przypadkowe. Zabieg ten z pewnością w oczach wielu widzów dodał temu filmowi realizmu. A chyba przede wszystkim o to chodziło reżyserowi.

Wskazując na moje „osobiste plusy” wystawione „Smoleńskowi” nie mogę zwrócić uwagi na trzy aspekty: muzyka, gra Lecha Łotockiego i scena finałowa. Zacznijmy od pierwszego z tych aspektów – muzyka Michała Lorenca naprawdę robi wrażenie. Dodatkowo, została podłożona do tych fragmentów, które oglądaliśmy kiedyś w telewizji i które – nawet tych największych przeciwników obecnie rządzącej partii – powinny chwycić za serce. Piosenka z filmu „Różyczka” użyta także w „Smoleńsku” jest dla mnie majstersztykiem, wryła mi się w pamięć, gdy słyszałem ją non stop w telewizji po katastrofie smoleńskiej. Jednoznacznie kojarzy mi się z tymi smutnymi wydarzeniami i jej użycie w filmie, w połączeniu z fragmentami wylotu samolotu z trumną Lecha Kaczyńskiego z Warszawy do Krakowa, robi wrażenie. Jest to jedna z piosenek posiadających w sobie wzruszający klimat patriotyzmu. Posłuchajcie zresztą sami.



Skoro wspomniałem już byłego prezydenta, to warto dodać, że w filmie jego rolę zagrał Lech Łotocki. Film jest fabularyzowany, więc trudno powiedzieć czy taki naprawdę był Lech Kaczyński (to wiedzą jego najbliżsi współpracownicy), ale Łotocki rolę prezydenta zagrał naprawdę dobrze. Na ekranie widzieliśmy prawdziwego męża stanu, stającego w obronie słabszych i dbającego o dobro obywateli. Jeżeli wyobrażam sobie filmowego prezydenta, to właśnie tak jak zagrał go doświadczony aktor. Ostatni z plusów to scena finałowa – duchy zamordowanych oficerów z Katynia oraz ofiar katastrofy smoleńskiej spotykają się na polach katyńskich. Pojawiły już się głosy, że jest to scena kiczowata, lecz muszę przyznać, że była to jedna z nielicznych scen, wywołujących we mnie naprawdę duże emocje. Polscy oficerowie pomordowani w Katyniu wychodzący na spotkanie z delegacją prezydencką – piękna scena, taka, która zaskoczyła, a jednocześnie wzruszyła.

O pozytywach już powiedziałem, teraz czas na minusy. Pierwszy z nich postawiłbym przy głównej bohaterce tego filmu, czyli dziennikarce Ninie. Aktorka grająca tę postać jest strasznie… irytująca. Mnie, jako zwykłego widza, jej rola absolutnie nie przekonała. Widziałem wiele filmów, w których główni bohaterowie porywali publikę swoją grą aktorską, aż zapominało się, że ogląda się film i nie jest to rzeczywistość. Tu niestety tego zabrakło. Beata Fido w tym filmie była niezwykle monotonna i chodzi tu nie tylko o sposób angażowania się w dialogi, ale także o mimikę (ten „uśmieszek”) czy dynamikę jej postaci. Być może swoje zrobiły też tak, a nie inaczej (czyli bez polotu) napisane dialogi.

Kolejny minus autorom filmu należy się według mnie za scenariusz. Oglądając film, do głowy przychodziło mi jedno słowo: chaos. Od początku do końca jest chaotycznie, wątki są pomieszane, przez co ciężko nadążyć za myślą przewodnią autorów. Sporo do życzenia pozostawia także jakość montażu i przy tym punkcie stawiam największy minus. Momentami czułem się jak na amatorskiej produkcji, a nie filmie zapowiadanym z dużym rozmachem. Przykład: dźwięki dzwoniących telefonów dograne do scen wraku. Zdziwiłem się, że tak kiepsko zmontowana scena przeszła w tym filmie.

„Film, który nikogo nie pozostawi obojętnym” – słuchamy w telewizyjnej reklamie. Rzeczywiście, ciężko o zobojętnienie w przypadku tak wielkiej katastrofy dla narodu polskiego. Mam jednak wrażenie, że tę historię można było opowiedzieć lepiej. Co nie znaczy, że nie polecam filmu. Każdy kto chciałby  jeszcze raz przeżyć to, co wszyscy przeżywaliśmy sześć lat temu, powinien wybrać się na film, lecz nie powinien nastawiać się, że będzie to „kawał dobrego kina”. Raczej, że zobaczy poprawną produkcję, na dość przeciętnym poziomie, ale z dużym ładunkiem emocjonalnym. Gdy dla kogoś katastrofa smoleńska jest czymś więcej niż tylko zwykłym wypadkiem – wzruszenia gwarantowane.

I na koniec ważna sprawa. W Internecie przeczytałem już komentarze, że jest to film dla „sekty smoleńskiej” i że przedstawia urojoną teorię zamachu. Nie zapomnijmy, że jest to film fabularyzowany, a nie dokumentalny. Dlatego też do tematu podejdźmy z pewną dozą rezerwy. Hipoteza przedstawiona przez Antoniego Krauze w "Smoleńsku" wcale nie musi być prawdziwa, ale jednak jest obecna w świadomości milionów Polaków. Mimo wszystko, wizyty na "Smoleńsku" - choć film trochę się dłużył - nie uważam za czas stracony. Może nie wyszedłem z kina z takim podekscytowaniem jak do niego wszedłem, ale produkcja Krauzego dała sporo do myślenia. Czekam na opinię naszych czytelników. Jak Wam podobał się "Smoleńsk"?

Podsumowanie recenzji:

+ podjęcie trudnego tematu przez reżysera Antoniego Krauze
+ muzyka Michała Lorenca
+ Lech Łotocki jako Lech Kaczyński
+ scena spotkania ofiar katyńskich i smoleńskich

- Beata Fido jako dziennikarka Nina
- chaotyczny scenariusz
- kiepski montaż

M. Kowalczyk

Wasze opinie

STOP HEJT. Twoje zdanie jest ważne, ale nie może ranić innych.
Zastanów się, zanim dodasz komentarz
Brak możliwości komentowania artykułu po trzech dniach od daty publikacji.
Komentarze po 7 dniach są czyszczone.
Kalendarz imprez
kwiecień 2024
PnWtŚrCzPtSoNd
dk1 dk2 dk3 dk4 dk5 dk6 dk7
dk8 dk9 dk10 dk11 dk12 dk13 dk14
dk15 dk16 dk17 dk18 dk19 dk20 dk21
dk22 dk23 dk24 dk25 dk26 dk27 dk28
dk29 dk30  1  2  3  4  5
×