W nocy z 5 na 6 października 1971 roku potężna eksplozja rozdarła ciszę nocną w opolskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Bomba wysadziła w powietrze aulę uczelni, w której następnego dnia miano odznaczać funkcjonariuszy odpowiedzialnych za masakrę robotników Wybrzeża. Sprawcami bezkrwawego zamachu byli dwaj bracia z mazowieckiej wsi Rząśnik na Kurpiach Białych - Ryszard i Jerzy Kowalczykowie.
Ryszard Kowalczyk przyszedł na świat 20 lutego 1937 roku w małej wsi Rząśnik koło Wyszkowa, w sercu regionu zwanego Kurpiami Białymi. Jego młodszy brat Jerzy urodził się tam 5 grudnia 1942 roku.
Rząśnik, leżący w gminie o tej samej nazwie w powiecie wyszkowskim, to miejscowość o długiej historii, otoczona lasami Puszczy Białej. To właśnie na tych terenach młody Jerzy Kowalczyk miał później zbierać trotyl z niewypałów i porzuconej amunicji z czasów II wojny światowej - materiał, który ostatecznie posłużył do budowy bomby.
Droga do Opola i geneza zamachu
Starszy z braci, Ryszard, w latach 1958-1963 studiował fizykę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. To właśnie ta uczelnia stała się miejscem jego pracy naukowej - w 1971 roku obronił pracę doktorską i został zatrudniony jako adiunkt w Katedrze Fizyki Doświadczalnej.
Jerzy, młodszy o pięć lat brat, ukończył w 1960 roku Zasadniczą Szkołę Zawodową w Białej Podlaskiej, a w 1963 Techniczną Szkołę Wojsk Lotniczych w Opolu. Od 1966 roku pracował jako ślusarz mechanik w tej samej opolskiej uczelni - Wyższej Szkole Pedagogicznej.
Na poglądy braci ogromny wpływ wywarły wydarzenia marcowe 1968 roku, jednak prawdziwym przełomem były masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Gdy wojsko i milicja otworzyły ogień do pokojowo protestujących robotników w Gdańsku, Elblągu i Szczecinie, zabijając kilkudziesięciu ludzi i raniąc setki innych, decyzja została podjęta.
Jerzy Kowalczyk od lat sześćdziesiątych planował podjęcie większych działań wymierzonych w system komunistyczny. W lasach otaczających rodzinny Rząśnik zbierał trotyl z niewybuchów oraz porzuconej tam amunicji z okresu wojny światowej. Materiały wybuchowe ukrywał w lesie niedaleko Dalekiego.
Październikowa noc
Na 7 października 1971 roku w auli WSP zaplanowana była akademia z okazji święta Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Miały tam zostać wręczone nagrody i odznaczenia funkcjonariuszom tłumiącym protesty na Wybrzeżu. Było to zbyt wiele dla patriotów, którzy sprzeciwiali się komunistycznemu uciskowi.
Jerzy poprosił brata o obliczenie, ile potrzeba trotylu, by skutecznie wysadzić w powietrze aulę. Ryszard próbował odwieść młodszego brata od tego zamiaru, ale ostatecznie pomógł w przygotowaniach. Bracia doskonale znali plany budynku.
W nocy z 5 na 6 października 1971 roku, czterdzieści minut po północy, Jerzy Kowalczyk umieścił ładunki wybuchowe w kanale ogrzewania, w korytarzu oraz pod aulą i je zdetonował. Najpierw upewnił się, że nikogo nie ma w pobliżu. Nikt nie ucierpiał.
Wybuch był potężny. Wyleciał w powietrze dach auli i zapadła się podłoga. Uroczystość się nie odbyła.
Represje
Władze PRL rzuciły wszystkie siły na schwytanie sprawców. Od grudnia 1971 roku rozpoczęły się przesłuchania studentów i pracowników WSP. 29 lutego 1972 roku obaj bracia zostali aresztowani.
Wyrokiem z 8 września 1972 roku Sąd Wojewódzki w Opolu skazał Jerzego Kowalczyka na karę śmierci, a Ryszarda na 25 lat pozbawienia wolności. Wyroki utrzymał 18 grudnia 1972 roku Sąd Najwyższy. Od chwili skazania do sądu i Rady Państwa napływały tysiące listów i petycji z prośbą o ułaskawienie. Za skazanymi ujęli się członkowie środowisk opozycyjnych. 21 stycznia 1973 roku Rada Państwa zamieniła Jerzemu wyrok śmierci na karę 25 lat więzienia. Od 21 maja 1981 roku trwały na Śląsku protesty głodowe z żądaniem uwolnienia braci Kowalczyków.
Wolność i pamięć
Ryszard Kowalczyk został ułaskawiony w sierpniu 1983 roku i opuścił więzienie. Jerzy wyszedł na wolność w kwietniu 1985 roku i powrócił do rodzinnego Rząśnika. W 1993 roku prezydent Lech Wałęsa zatarł wyroki skazujące obu braci oraz przywrócił im prawa obywatelskie.
Ryszard Kowalczyk zmarł w październiku 2017 roku. W 2010 roku przy Pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą braciom Kowalczykom. W 2016 roku sali w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim nadano imię Jerzego i Ryszarda Kowalczyków.
Czyn braci Kowalczyków do dziś budzi emocje. Władze PRL okrzyknęły ich zbrodniarzami i terrorystami. W III Rzeczypospolitej wielu uznało ich za bohaterów, którzy mieli odwagę podnieść rękę na system.
Wielu podkreślało, że zamach był jednocześnie bezkrwawy i wymowny - wyrazem sprzeciwu wobec honorowania i nagradzania funkcjonariuszy, którzy strzelali do polskich robotników. Wybuch zniszczył tylko budynek, nie ludzi. Jerzy dokładnie sprawdził, czy w auli i jej pobliżu nie ma nikogo. To nie był akt terroru wymierzony w ludzi, ale gest sprzeciwu wymierzony w system.
Historia braci Kowalczyków z mazowieckiego Rząśnika przypomina, że nawet w najmniejszych miejscowościach, z dala od wielkich miast, rodziły się akty odwagi i sprzeciwu wobec komunistycznej tyranii. To opowieść o dwóch Kurpiach, którzy postanowili odebrać komunistom ich święto, by pamiętano o tych, którzy zginęli na Wybrzeżu.