W ostatnich dniach szereg organizacji protestuje przeciw niektórym rozwiązaniom, które znalazły się w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie...
- To bardzo cenne, że takie organizacje, jak np. Forum Kobiet Polskich, wskazują na ustawę, która nie jest przedmiotem publicznej debaty, choć w porównaniu np. z aferą hazardową będącą od tygodnia w centrum uwagi będzie miała zdecydowanie większy wpływ na życie rodzin w Polsce. Nikt z protestujących przecież nie zaprzecza, że problem istnieje, ale istotne jest, jak widzimy skalę zjawiska i jakich środków używamy do rozwiązania problemu. Powinny być one adekwatne do problemu, a wiele z proponowanych w nowelizowanej ustawie takich nie jest. Do leczenia grypy nie wysyłamy chirurga, a cel nie uświęca złych środków. Ponadto aby lepiej dostrzec problem tej ustawy, warto porównać jej projekt z podejściem do rozwodów. Rozpady małżeństw to często dla ich dzieci tragedia o opisanych negatywnych konsekwencjach i forma długotrwałej przemocy, jednakże uzyskanie rozwodu jest coraz łatwiejsze. Kilka lat temu zrezygnowano z posiedzeń pojednawczych, sprzyjających przemyśleniu decyzji o rozwodzie. Poza tym propozycje, żeby małżeństwa, które mają małoletnie dzieci, były zobligowane do mediacji lub przywrócenia posiedzeń pojednawczych, są krytykowane pod hasłem zbytniego wkraczania w prywatne sprawy. Podkreślmy, że krytyka płynie z tych samych środowisk, które pod hasłem walki z przemocą w rodzinie gotowe są bardzo głęboko w nią ingerować, przy najdrobniejszych problemach i bez jej zaproszenia. W tej sytuacji oczekiwanie wielu organizacji rozumiejących problemy rodzin, by problem przemocy w rodzinie nie był wykorzystywany do niwelowania roli rodziców w wychowaniu swoich dzieci, nienaruszania prywatności i poszanowania autonomii rodziny, jest zdrowym odruchem.
W pracach nad tym projektem brali udział przedstawiciele organizacji pozarządowych?
- Była taka możliwość i najmocniej wykorzystały ją organizacje feministyczne, baczące, by była ona zgodna z ich poglądem na życie społeczne - z pewnością z jej kształtu są zadowolone. W systematycznych pracach niemal nieobecni byli przedstawiciele organizacji katolickich czy inspirowani nauką społeczną Kościoła, poza przedstawicielem Związku Dużych Rodzin Trzy Plus. Przedstawiciele organizacji katolickich liczniej przybyli jedynie na tzw. wysłuchanie publiczne, gdzie składali szereg wniosków, z których żaden zresztą nie został uwzględniony. Stracono możliwość, by w systematycznych pracach w podkomisji swoją kompetencją i dobrymi propozycjami wpłynąć na kształt tej ustawy. Wynika to chyba z niedoceniania znaczenia tej nowelizacji i braku przekonania o możliwości swojego wpływu.
W uzasadnieniu projektu nowelizacji czytamy, że blisko 50 proc. polskich rodzin ma problem z przemocą w rodzinie. To wiarygodne dane?
- Przemoc w środowisku rodzinnym istnieje i jest problemem, którego nie można bagatelizować, ale nie jest tak, jak pisze się w uzasadnieniu do projektu nowelizacji, że "dotyczy on średnio około połowy rodzin". Chyba że zgodzimy się z projektem Niebieskiej Karty (będącej załącznikiem do tej ustawy), która za objaw przemocy w rodzinie uznała "krytykowanie" kogoś z członków rodziny. W takim wypadku możemy chyba powiedzieć, że tak rozumiana "przemoc" dotyczy niemal wszystkich rodzin. Rozejrzyjmy się dookoła i zapewne nie znajdziemy potwierdzenia, że w co drugiej rodzinie dochodzi do przemocy. Ale niewątpliwie nawet wobec mniejszej skali zjawiska nie można być na ten problem obojętnym.
Dlaczego więc projekt wzbudza tyle kontrowersji?
- Projekt tej ustawy miesza niezwykle poważne przejawy przemocy związane z działaniami mogącymi doprowadzić do utraty życia lub zdrowia z wydarzeniami nieporównywalnie mniejszej wagi, np. słownymi awanturami domowymi czy krytykowaniem lub zawstydzaniem. Od pewnego czasu bezzasadnie sugeruje się, że najwięcej problemów przemocowych jest w rodzinach. Mniej się mówi o takich problemach w miejscu pracy, sąsiedztwie czy szkołach, choć przemoc w nich występuje. Gdy posłowie opozycji proponowali zapisanie w preambule ustawy zobowiązania do przeciwdziałania przemocy także w innych środowiskach, większość nie zgodziła się, redukując ten problem do rodziny - to symptomatyczne i niepokojące. Podobnie z tytułem ustawy: projektodawcom szczególnie zależy na tym, by mówił o przemocy w rodzinie, choć ten tytuł jest nieadekwatny do treści ustawy odnoszącej się do osób wspólnie zamieszkujących, które nie muszą przecież być członkami rodziny. Bardziej adekwatny do treści nowelizacji tytuł - "o przeciwdziałaniu przemocy domowej" - został jednak odrzucony. Wyraźny jest wpływ na rozwiązania ustawowe koncepcji feministycznej, dla której rodzina jest grupą opresyjną, i dlatego państwo powinno silnie ingerować w relacje rodzinne.
Z jakiego rodzaju przemocą chcą walczyć twórcy ustawy?
- Definicja przemocy w rodzinie, z jaką mamy do czynienia w ustawie, wskazuje na to, że mogą to być działania narażające na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, naruszające godność i nietykalność cielesną oraz wolność, w tym wolność seksualną. Mogą to być wyjątkowo drastyczne przejawy przemocy, ale także wydarzenia nieporównanie mniejszej wagi, np. słowne awantury domowe, jeśli naruszają godność osób, czy też niektóre formy karcenia dzieci, a nawet - jak podaje się w nowym kwestionariuszu Niebieskiej Karty zakładanej przez policję - np. krytykowanie członka rodziny, zawstydzanie czy krytykowanie zachowań seksualnych. W ten sposób miesza się sprawy nieporównywalnej wagi i wobec wszystkich projektuje się podobne metody przeciwdziałania. Przy tak szerokim potraktowaniu przemocy niemal każdemu rodzicowi będzie można zarzucić, że czasem krytykuje dziecko czy stara się je zawstydzić, a przecież wychowujemy nie tylko przez przykład własny, pochwałę i zachętę, czasem też musimy dziecko skarcić. Tak więc te rozwiązania utrudnią wychowanie dzieci i zamiast umacniać władzę rodzicielską, raczej przedstawiają ją w podejrzanym świetle.
Krytycy nowelizacji podnoszą argument, że poważnym zagrożeniem będą tzw. zespoły interdyscyplinarne, które mają oceniać wszystkie przypadki przemocy w rodzinie, projektować środki zaradcze i nadzorować ich realizowanie - także bez wiedzy i zgody samych poszkodowanych...
- Rzeczywiście, projekt przewiduje powołanie w każdej gminie zespołów interdyscyplinarnych, składających się z siedmiu lub więcej przedstawicieli różnych służb, m.in. pracowników socjalnych, przedstawicieli policji, służby zdrowia i kuratorów sądowych. Jestem zwolennikiem takiej współpracy w sprawach dzieci z rodzin problemowych i tak jest to przyjęte w metodologii działań krajów europejskich. Natomiast w tym wypadku mają one zajmować się również dorosłymi, także gdy oni sobie tego nie życzą. Zapomina się o tym, że taki zespół nie jest przecież dobry na wszystko! Nie ma potrzeby, aby każda, nawet najdrobniejsza sprawa (np. kłótnia domowa czy krytykowanie członka rodziny) była analizowana przez siedmiu przedstawicieli różnych służb. Gdyby taką "nowatorską" metodę pracy zastosować w służbie zdrowia i każdy przypadek choroby skierować do oceny i terapii zespołu lekarzy różnej specjalności, to służba zdrowia załamałaby się z dnia na dzień. Tymczasem ten projekt daje takim zespołom prawo do: diagnozowania problemu przemocy w konkretnej rodzinie, podejmowania działań w środowisku zagrożonym przemocą, opracowywania i realizacji planu pomocy w indywidualnych przypadkach, monitorowania sytuacji rodzin, w których dochodzi do przemocy oraz rodzin zagrożonych wystąpieniem przemocy. Będą one gromadzić wrażliwe dane o rodzinach także bez zgody dorosłych osób dotkniętych przemocą w rodzinie. To idzie tak daleko, że zasadny jest zarzut, iż narusza się gwarancje konstytucyjne do ochrony życia prywatnego i rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym (art. 47 Konstytucji RP) - potwierdzają to cztery opinie prawne (np. dr. Andrzeja Sakowicza). Takie rozwiązania to dobry przykład omnipotentnego państwa opisanego przez Orwella.
Wspomniał Pan o tzw. Niebieskiej Karcie, która jest procedurą stosowaną przy interwencjach związanych z przemocą. Policja będzie mogła ją założyć bez wiedzy domniemanej ofiary, jedynie na podstawie np. anonimowego donosu?
- W projekcie pisze się wprost, że podejmuje się interwencję w środowisku w oparciu o procedurę Niebieskiej Karty i jej założenie nie wymaga zgody osoby dotkniętej przemocą. Następnie Niebieską Kartę przekazuje się przewodniczącemu zespołu interdyscyplinarnego.
Jak Pan ocenia przewidzianą w projekcie możliwość zabierania dziecka z rodziny biologicznej przez pracownika socjalnego bez wcześniejszej decyzji sądu?
- Obawiam się, że spowoduje to dalszy wzrost liczby dzieci umieszczanych poza rodziną biologiczną. To musi niepokoić, ponieważ liczba dzieci w opiece zastępczej lawinowo rośnie i wynosi obecnie niemal 100 tysięcy! To dużo więcej niż przed laty, gdy rodziło się niemal dwa razy więcej dzieci. Obecnie w sytuacjach poważnego zagrożenia życia i zdrowia dziecka jest ono zabierane głównie przez policję i kuratorów sądowych. Zresztą każdy dorosły powinien pomóc dziecku w takiej sytuacji. Jednak zlecenie takiego obowiązku dodatkowo pracownikom socjalnym powiększy liczbę służb szczególnie zobowiązanych do tego zadania, co wobec braku ich przygotowania i doświadczenia może zaowocować jeszcze częstszym zabieraniem dzieci do środowisk zastępczych.
Ale rzecznicy nowelizacji twierdzą, że do wielu tragedii związanych ze śmiercią zakatowanych dzieci nie doszłoby, gdyby w porę zostały zabrane ze swojego domu. Stąd ustawa miałaby dać instytucjom państwowym narzędzia do bardziej efektywnej pracy...
- Nic nie wskazuje na to, by wprowadzone zmiany były efektywniejsze w aspekcie zabezpieczenia dzieci przed drastycznymi przejawami przemocy. Już dzisiaj, gdy jest to konieczne, kuratorzy czy policja zabezpieczają dziecko, jeżeli zagrożone jest jego życie czy zdrowie. Ten system funkcjonuje i wprowadzanie kolejnych służb bez doświadczenia tego nie poprawi. Zwróćmy uwagę, że np. wzrostowi liczby ośrodków adopcyjnych i liczby pracowników zajmujących się problematyką dzieci pozbawionych opieki rodziców biologicznych nie towarzyszy zmniejszanie liczby dzieci w różnych formach opieki zastępczej, wręcz przeciwnie. Niestety, nigdzie na świecie nie ma idealnego systemu.
Jakie rozwiązania należy, Pana zdaniem, promować, by rzeczywiście zniwelować zjawisko przemocy w rodzinie?
- Moim zdaniem, konieczny jest rozwój łatwo dostępnego i na dobrym poziomie poradnictwa małżeńskiego i rodzinnego, zwrócenie większej uwagi na funkcję wychowawczą szkoły i współpracę z rodzicami oraz przeciwdziałanie upowszechnianiu brutalnej przemocy przez masowe media, które uczą na masową skalę zachowań przemocowych. Niestety, tych kwestii nowelizacja nie dostrzega.
Wielu posłów krytykuje zapisy zawarte w projekcie. Są szanse na odrzucenie przez Sejm tej nowelizacji?
- Wątpię, by zaproponowano jej odrzucenie, jest jednak możliwość jej zdecydowanego poprawienia w drugim czytaniu, które odbędzie się pewnie za dwa tygodnie. Chodzi o to, by była ona racjonalna, pomagała w profilaktyce przemocy i adekwatnej reakcji na jej przejawy, bez naruszania praw człowieka i praw rodziny - a to oczywiście jest możliwe.