eOstroleka.pl
Ostrołęka,

Rodzina: Osaczanie sprawców przemocy czy osaczanie rodzin

REKLAMA
REKLAMA
zdjecie 6034
Z Antonim Szymańskim, socjologiem, członkiem Zespołu ds. Rodziny Komisji  Wspólnej Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski, rozmawia Maria S.  Jasita

W ostatnich dniach szereg organizacji protestuje przeciw niektórym  rozwiązaniom, które znalazły się w rządowym projekcie nowelizacji ustawy  o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie...

- To bardzo cenne, że  takie organizacje, jak np. Forum Kobiet Polskich, wskazują na ustawę,  która nie jest przedmiotem publicznej debaty, choć w porównaniu np. z  aferą hazardową będącą od tygodnia w centrum uwagi będzie miała  zdecydowanie większy wpływ na życie rodzin w Polsce. Nikt z  protestujących przecież nie zaprzecza, że problem istnieje, ale istotne  jest, jak widzimy skalę zjawiska i jakich środków używamy do rozwiązania  problemu. Powinny być one adekwatne do problemu, a wiele z  proponowanych w nowelizowanej ustawie takich nie jest. Do leczenia grypy  nie wysyłamy chirurga, a cel nie uświęca złych środków. Ponadto aby  lepiej dostrzec problem tej ustawy, warto porównać jej projekt z  podejściem do rozwodów. Rozpady małżeństw to często dla ich dzieci  tragedia o opisanych negatywnych konsekwencjach i forma długotrwałej  przemocy, jednakże uzyskanie rozwodu jest coraz łatwiejsze. Kilka lat  temu zrezygnowano z posiedzeń pojednawczych, sprzyjających przemyśleniu  decyzji o rozwodzie. Poza tym propozycje, żeby małżeństwa, które mają  małoletnie dzieci, były zobligowane do mediacji lub przywrócenia  posiedzeń pojednawczych, są krytykowane pod hasłem zbytniego wkraczania w  prywatne sprawy. Podkreślmy, że krytyka płynie z tych samych środowisk,  które pod hasłem walki z przemocą w rodzinie gotowe są bardzo głęboko w  nią ingerować, przy najdrobniejszych problemach i bez jej zaproszenia. W  tej sytuacji oczekiwanie wielu organizacji rozumiejących problemy  rodzin, by problem przemocy w rodzinie nie był wykorzystywany do  niwelowania roli rodziców w wychowaniu swoich dzieci, nienaruszania  prywatności i poszanowania autonomii rodziny, jest zdrowym odruchem.

W  pracach nad tym projektem brali udział przedstawiciele organizacji  pozarządowych?
- Była taka możliwość i najmocniej wykorzystały ją  organizacje feministyczne, baczące, by była ona zgodna z ich poglądem  na życie społeczne - z pewnością z jej kształtu są zadowolone. W  systematycznych pracach niemal nieobecni byli przedstawiciele  organizacji katolickich czy inspirowani nauką społeczną Kościoła, poza  przedstawicielem Związku Dużych Rodzin Trzy Plus. Przedstawiciele  organizacji katolickich liczniej przybyli jedynie na tzw. wysłuchanie  publiczne, gdzie składali szereg wniosków, z których żaden zresztą nie  został uwzględniony. Stracono możliwość, by w systematycznych pracach w  podkomisji swoją kompetencją i dobrymi propozycjami wpłynąć na kształt  tej ustawy. Wynika to chyba z niedoceniania znaczenia tej nowelizacji i  braku przekonania o możliwości swojego wpływu.

W uzasadnieniu projektu nowelizacji czytamy, że blisko 50 proc. polskich  rodzin ma problem z przemocą w rodzinie. To wiarygodne dane?

-  Przemoc w środowisku rodzinnym istnieje i jest problemem, którego nie  można bagatelizować, ale nie jest tak, jak pisze się w uzasadnieniu do  projektu nowelizacji, że "dotyczy on średnio około połowy rodzin". Chyba  że zgodzimy się z projektem Niebieskiej Karty (będącej załącznikiem do  tej ustawy), która za objaw przemocy w rodzinie uznała "krytykowanie"  kogoś z członków rodziny. W takim wypadku możemy chyba powiedzieć, że  tak rozumiana "przemoc" dotyczy niemal wszystkich rodzin. Rozejrzyjmy  się dookoła i zapewne nie znajdziemy potwierdzenia, że w co drugiej  rodzinie dochodzi do przemocy. Ale niewątpliwie nawet wobec mniejszej  skali zjawiska nie można być na ten problem obojętnym.

Dlaczego  więc projekt wzbudza tyle kontrowersji?
- Projekt tej ustawy  miesza niezwykle poważne przejawy przemocy związane z działaniami  mogącymi doprowadzić do utraty życia lub zdrowia z wydarzeniami  nieporównywalnie mniejszej wagi, np. słownymi awanturami domowymi czy  krytykowaniem lub zawstydzaniem. Od pewnego czasu bezzasadnie sugeruje  się, że najwięcej problemów przemocowych jest w rodzinach. Mniej się  mówi o takich problemach w miejscu pracy, sąsiedztwie czy szkołach, choć  przemoc w nich występuje. Gdy posłowie opozycji proponowali zapisanie w  preambule ustawy zobowiązania do przeciwdziałania przemocy także w  innych środowiskach, większość nie zgodziła się, redukując ten problem  do rodziny - to symptomatyczne i niepokojące. Podobnie z tytułem ustawy:  projektodawcom szczególnie zależy na tym, by mówił o przemocy w  rodzinie, choć ten tytuł jest nieadekwatny do treści ustawy odnoszącej  się do osób wspólnie zamieszkujących, które nie muszą przecież być  członkami rodziny. Bardziej adekwatny do treści nowelizacji tytuł - "o  przeciwdziałaniu przemocy domowej" - został jednak odrzucony. Wyraźny  jest wpływ na rozwiązania ustawowe koncepcji feministycznej, dla której  rodzina jest grupą opresyjną, i dlatego państwo powinno silnie ingerować  w relacje rodzinne.

Z jakiego rodzaju przemocą chcą walczyć  twórcy ustawy?
- Definicja przemocy w rodzinie, z jaką mamy do  czynienia w ustawie, wskazuje na to, że mogą to być działania narażające  na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, naruszające godność i  nietykalność cielesną oraz wolność, w tym wolność seksualną. Mogą to być  wyjątkowo drastyczne przejawy przemocy, ale także wydarzenia  nieporównanie mniejszej wagi, np. słowne awantury domowe, jeśli  naruszają godność osób, czy też niektóre formy karcenia dzieci, a nawet -  jak podaje się w nowym kwestionariuszu Niebieskiej Karty zakładanej  przez policję - np. krytykowanie członka rodziny, zawstydzanie czy  krytykowanie zachowań seksualnych. W ten sposób miesza się sprawy  nieporównywalnej wagi i wobec wszystkich projektuje się podobne metody  przeciwdziałania. Przy tak szerokim potraktowaniu przemocy niemal  każdemu rodzicowi będzie można zarzucić, że czasem krytykuje dziecko czy  stara się je zawstydzić, a przecież wychowujemy nie tylko przez  przykład własny, pochwałę i zachętę, czasem też musimy dziecko skarcić.  Tak więc te rozwiązania utrudnią wychowanie dzieci i zamiast umacniać  władzę rodzicielską, raczej przedstawiają ją w podejrzanym świetle.

Krytycy  nowelizacji podnoszą argument, że poważnym zagrożeniem będą tzw.  zespoły interdyscyplinarne, które mają oceniać wszystkie przypadki  przemocy w rodzinie, projektować środki zaradcze i nadzorować ich  realizowanie - także bez wiedzy i zgody samych poszkodowanych...
-  Rzeczywiście, projekt przewiduje powołanie w każdej gminie zespołów  interdyscyplinarnych, składających się z siedmiu lub więcej  przedstawicieli różnych służb, m.in. pracowników socjalnych,  przedstawicieli policji, służby zdrowia i kuratorów sądowych. Jestem  zwolennikiem takiej współpracy w sprawach dzieci z rodzin problemowych i  tak jest to przyjęte w metodologii działań krajów europejskich.  Natomiast w tym wypadku mają one zajmować się również dorosłymi, także  gdy oni sobie tego nie życzą. Zapomina się o tym, że taki zespół nie  jest przecież dobry na wszystko! Nie ma potrzeby, aby każda, nawet  najdrobniejsza sprawa (np. kłótnia domowa czy krytykowanie członka  rodziny) była analizowana przez siedmiu przedstawicieli różnych służb.  Gdyby taką "nowatorską" metodę pracy zastosować w służbie zdrowia i  każdy przypadek choroby skierować do oceny i terapii zespołu lekarzy  różnej specjalności, to służba zdrowia załamałaby się z dnia na dzień.  Tymczasem ten projekt daje takim zespołom prawo do: diagnozowania  problemu przemocy w konkretnej rodzinie, podejmowania działań w  środowisku zagrożonym przemocą, opracowywania i realizacji planu pomocy w  indywidualnych przypadkach, monitorowania sytuacji rodzin, w których  dochodzi do przemocy oraz rodzin zagrożonych wystąpieniem przemocy. Będą  one gromadzić wrażliwe dane o rodzinach także bez zgody dorosłych osób  dotkniętych przemocą w rodzinie. To idzie tak daleko, że zasadny jest  zarzut, iż narusza się gwarancje konstytucyjne do ochrony życia  prywatnego i rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o  swoim życiu osobistym (art. 47 Konstytucji RP) - potwierdzają to cztery  opinie prawne (np. dr. Andrzeja Sakowicza). Takie rozwiązania to dobry  przykład omnipotentnego państwa opisanego przez Orwella.

Wspomniał  Pan o tzw. Niebieskiej Karcie, która jest procedurą stosowaną przy  interwencjach związanych z przemocą. Policja będzie mogła ją założyć bez  wiedzy domniemanej ofiary, jedynie na podstawie np. anonimowego donosu?
-  W projekcie pisze się wprost, że podejmuje się interwencję w środowisku  w oparciu o procedurę Niebieskiej Karty i jej założenie nie wymaga  zgody osoby dotkniętej przemocą. Następnie Niebieską Kartę przekazuje  się przewodniczącemu zespołu interdyscyplinarnego.

Jak Pan  ocenia przewidzianą w projekcie możliwość zabierania dziecka z rodziny  biologicznej przez pracownika socjalnego bez wcześniejszej decyzji sądu?
-  Obawiam się, że spowoduje to dalszy wzrost liczby dzieci umieszczanych  poza rodziną biologiczną. To musi niepokoić, ponieważ liczba dzieci w  opiece zastępczej lawinowo rośnie i wynosi obecnie niemal 100 tysięcy!  To dużo więcej niż przed laty, gdy rodziło się niemal dwa razy więcej  dzieci. Obecnie w sytuacjach poważnego zagrożenia życia i zdrowia  dziecka jest ono zabierane głównie przez policję i kuratorów sądowych.  Zresztą każdy dorosły powinien pomóc dziecku w takiej sytuacji. Jednak  zlecenie takiego obowiązku dodatkowo pracownikom socjalnym powiększy  liczbę służb szczególnie zobowiązanych do tego zadania, co wobec braku  ich przygotowania i doświadczenia może zaowocować jeszcze częstszym  zabieraniem dzieci do środowisk zastępczych.

Ale rzecznicy  nowelizacji twierdzą, że do wielu tragedii związanych ze śmiercią  zakatowanych dzieci nie doszłoby, gdyby w porę zostały zabrane ze  swojego domu. Stąd ustawa miałaby dać instytucjom państwowym narzędzia  do bardziej efektywnej pracy...
- Nic nie wskazuje na to, by  wprowadzone zmiany były efektywniejsze w aspekcie zabezpieczenia dzieci  przed drastycznymi przejawami przemocy. Już dzisiaj, gdy jest to  konieczne, kuratorzy czy policja zabezpieczają dziecko, jeżeli zagrożone  jest jego życie czy zdrowie. Ten system funkcjonuje i wprowadzanie  kolejnych służb bez doświadczenia tego nie poprawi. Zwróćmy uwagę, że  np. wzrostowi liczby ośrodków adopcyjnych i liczby pracowników  zajmujących się problematyką dzieci pozbawionych opieki rodziców  biologicznych nie towarzyszy zmniejszanie liczby dzieci w różnych  formach opieki zastępczej, wręcz przeciwnie. Niestety, nigdzie na  świecie nie ma idealnego systemu.

Jakie rozwiązania należy,  Pana zdaniem, promować, by rzeczywiście zniwelować zjawisko przemocy w  rodzinie?
- Moim zdaniem, konieczny jest rozwój łatwo dostępnego i  na dobrym poziomie poradnictwa małżeńskiego i rodzinnego, zwrócenie  większej uwagi na funkcję wychowawczą szkoły i współpracę z rodzicami  oraz przeciwdziałanie upowszechnianiu brutalnej przemocy przez masowe  media, które uczą na masową skalę zachowań przemocowych. Niestety, tych  kwestii nowelizacja nie dostrzega.

Wielu posłów krytykuje  zapisy zawarte w projekcie. Są szanse na odrzucenie przez Sejm tej  nowelizacji?
- Wątpię, by zaproponowano jej odrzucenie, jest  jednak możliwość jej zdecydowanego poprawienia w drugim czytaniu, które  odbędzie się pewnie za dwa tygodnie. Chodzi o to, by była ona  racjonalna, pomagała w profilaktyce przemocy i adekwatnej reakcji na jej  przejawy, bez naruszania praw człowieka i praw rodziny - a to  oczywiście jest możliwe.


Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Nasz Dziennik
REKLAMA
Kalendarz imprez
lipiec 2025
PnWtŚrCzPtSoNd
 30 dk1  2  3 dk4 dk5 dk6
 7  8  9  10  11 dk12  13
 14  15  16  17  18  19  20
 21  22  23  24  25  26  27
 28  29  30  31  1  2  3
×