eOstroleka.pl
Polska,

Nasz wywiad z Jackiem Sasinem: „Pewnych kłamstw nie da się dłużej bronić”

REKLAMA
zdjecie 2000
zdjecie 2000
fot. archiwum Jacka Sasina fot. archiwum Jacka Sasina
REKLAMA

„Staje się oczywiste, że pewnych kłamstw po prostu nie da się dłużej bronić. Prawda przebija się do świadomości coraz większej liczby Polaków i każde media, jeśli chcą jeszcze zachować pozory rzetelności i nie chcą do końca się kompromitować, muszą zauważać, co się dzieje w sprawie badania katastrofy - mówi portalowi eOstroleka.pl Jacek Sasin, były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, były wojewoda mazowiecki, poseł na Sejm VII kadencji.


Mijają dwa lata od tragedii smoleńskiej. Jesteśmy bliżej prawdy o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku?

- Myślę, że tak. Pragnienie i wysiłek ludzi, którym zależy na poznaniu prawdy o tragicznym 10 kwietnia przynosi efekty. Już teraz wiemy z dużą dozą pewności, że doszło do dwóch silnych wstrząsów na pokładzie samolotu, zanim zderzył się on z ziemią. Wiemy też, że wszelkie dezinformujące wątki zostały wykluczone, jak choćby te o obecności gen., Błasika w kokpicie, czy jakichkolwiek naciskach na pilotów. Wiemy, że załoga chciała odchodzić od nalotu na pas startowy, ale coś lub ktoś im to uniemożliwił. Jesteśmy bliżej prawdy też dlatego, że już większość Polaków nie daje wiary w oficjalne zapewnienia propagandy mainstreamowych mediów, którym suflują Rosjanie. Mur tajemnicy wokół katastrofy kruszeje. To widać wyraźnie. Myślę, że kwestią kilku, kilkunastu miesięcy, jest postawienie wiarygodnej hipotezy o przyczynach śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego delegacji. Pewność mieć będziemy dopiero wówczas, jak dojdzie do przebadania wraku TU-154 i być może przesłuchania kluczowych świadków, którzy są w tej chwili nieosiągalni dla śledczych.

Drugie wysłuchanie na temat Smoleńska w Parlamencie Europejskim wzbudziło większe zainteresowanie mediów niż pierwsze. Dlaczego? Może zmienia się atmosfera i mainstreamowym mediom trudno dłużej bronić raportów MAK i Millera?

- Staje się oczywiste, że pewnych kłamstw po prostu nie da się dłużej bronić. Prawda przebija się do świadomości coraz większej liczby Polaków i każde media, jeśli chcą jeszcze zachować pozory rzetelności i nie chcą do końca się kompromitować, muszą zauważać, co się dzieje w sprawie badania katastrofy. Po drugie, wyniki ekspertyz, które zbiera i analizuje zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza trafia do przekonania zagranicznych ekspertów i niektórych polityków, co ośmiela już nie tylko nasze środowisko naukowe w Polsce, ale także polityków także spoza Prawa i Sprawiedliwości. Nikt nie mówi o tym głośno, ale w SLD, czy w PO też są ludzie, którzy kierują się rozumem i sami wyciągają wnioski. Zaczadzenie nienawiścią oraz zamykanie oczu na oczywiste fakty i badania naukowe to przejaw oficjalnej linii politycznej rządu i tych, którzy boją się stanąć po stronie prawdy. Niemniej jednak w tych wymienionych przeze mnie ugrupowaniach są ludzie, którzy widzą, co się dzieje i co się działo. To jak zabawa z diabłem, z której co rozsądniejsi chcą się czym prędzej wycofać, póki jeszcze nie jest za późno. Przecież oni też stracili swoich przyjaciół 10 kwietnia. Ale oczywiście, żaden z polityków PO, czy SLD tego głośno nie powie, bo ma za wiele do stracenia. Potrzeba czasu.

Czego nowego dowiedzieliśmy się dzięki badaniom i analizom przeprowadzonym przez zagranicznych naukowców, Kazimierza Nowaczyka i Wiesława Biniendy, a także opiniom światowej sławy patologa, profesora Michaela Badena?

- Dowiedzieliśmy się, że ponad wszelką wątpliwość, prace podjęte przez polską prokuraturę wojskową, a tym bardziej tzw. komisję Millera, nie spełniają podstawowych standardów. Nie wytrzymują krytyki pod względem oceny profesjonalizmu, zaangażowania i bezstronności. Dopiero zagraniczni eksperci, zaznaczmy, że na szczątkowych informacjach ogólnodostępnych, doszli do wniosków, które tak naprawdę powinny spowodować rozpoczęcie wszystkich czynności śledczych od początku. Dowiedzieliśmy się, że pod naciskiem rządu i Donalda Tuska, to interes polityczny dyktował wyniki badań, a nie fakty. Dzięki prof. Nowaczykowi wiemy, że to co wydało się już na początku oczywiste, samolot nie mógł rozpaść się w drobny mak na skutek zderzenia z ziemią z tak niskiej wysokości. Prof. Binienda uzasadnił w sposób naukowy, że skrzydło samolotu nie mogło zostać rozprute przez brzozę i tym samym obalił hipotezę, a raczej mit, o „pancernej” brzozie, sformułowany kuriozalnym powiedzeniem, że „jak rąbnęło, to odpadło”. Wreszcie prof. Baden uświadomił wielu Polakom, że zbadanie ciał ofiar stanowiłoby kluczowy dowód w sprawie badania przyczyn katastrofy i co za tym idzie, zaniechanie sekcji zwłok było działaniem na szkodę śledztwa, a w interesie strony rosyjskiej.

Czy można mówić o tym, że rozpoczął się proces umiędzynarodowienia śledztwa smoleńskiego?

- W pewnym sensie na pewno tak, ale żeby międzynarodowe środowisko poważnie zajęło się badaniem przyczyn katastrofy, potrzebna jest wola państwa polskiego, czyli rządu Donalda Tuska, który jak ognia boi się profesjonalnego podejścia do tej najważniejszej dla Polski sprawy.  

Chcą również badać okoliczności katastrofy smoleńskiej polscy naukowcy. To bardzo ważny sygnał, ale czemu zdecydowali się na to dopiero teraz?

- Myślę, że tak jak powiedziałem na początku, nie da się już zamykać oczu na pewne fakty. Tu chodzi o wiarygodność i przyzwoitość całego środowiska. Dlaczego dopiero teraz? Trudno mi powiedzieć. Sądzę, że przyczyn jest kilka. Tak jak większość wyborców PO i samych polityków tej formacji, tak i duża część elit naszego życia naukowego ma duży dysonans poznawczy. Chciano mieć zaufanie do instytucji państwowych, do rządu i pozwolono się wciągnąć w teorię o błędach pilotów, bo alternatywne wytłumaczenie byłoby zbyt straszne do udźwignięcia. A im dłużej pozostawało się pod „urokiem” oficjalnej wersji, tym trudniej było się przyznać przed samym sobą, że stanęło się po niewłaściwej stronie. Po tym, jak sprawą zajęło się kilku uznanych na świecie ekspertów i przedstawili oni wiarygodne dane, hipotezy i wytłumaczenia, wydawałoby się niewytłumaczalnych zdarzeń, podziałało to jak kubeł zimnej wody. Po drugie, tak jak w redakcjach wielu mediów, czy w instytucjach państwowych, tak i w środowisku naukowym, presja, która płynie z góry była zbyt wielka, by podejmować jakieś autonomiczne działania. Dopiero, gdy nastąpił przełom, na który ciężko pracowały niezależne media, rodziny ofiar i komisja parlamentarna kierowana przez Antoniego Macierewicza, ci którzy chcą zachować twarz, czują, że muszą zabrać głos, póki kompromitacja rządu nie stanie się ich kompromitacją. Po trzecie, jestem przekonany, że w każdym środowisku są przyzwoici ludzie, którzy dłużej milczeć nie mogli, mimo ryzyka z tym związanego.

Winni tego, co wydarzyło się w Smoleńsku przed dwoma laty, zostaną ukarani?

- Mam taką nadzieję, ale nie stanie się to dopóki w Polsce nie będą rządzić ludzie, którzy stawiają prawdę ponad kłamstwo, a odpowiedzialność za państwo traktują, jako swój priorytet, a nie jako środek do celu, którym jest ich własna korzyść.

Śp. Prezydent Lech Kaczyński przywiązywał szczególną wagę do polityki historycznej, do odkłamywania historii Polski. I mimo trudności, wiele udało mu się na tym polu zdziałać. Dziś trzeba głodówek i manifestacji, żeby zawalczyć o lekcje historii w szkołach...

- To o czym pan wspomina, nie jest niczym nowym. Jest to tylko przejaw polityki ostatnich pięciu lat, który w skrócie polega na „zwijaniu” państwa. Słabe państwo pozwala dominować wąskim grupom interesu, które walczą z rozwojem wbrew temu, co jest przez nie głoszone. Im zależy na tym, by tak urządzić środowisko wokół siebie, by móc panować i załatwiać swoje sprawy. Świadomy swojej historii i suwerenności naród tylko w tym przeszkadza. Proszę zwrócić uwagę, jak do historii podchodzi się w Niemczech, Francji, czy Wielkiej Brytanii i USA. Tam władze zdają sobie sprawę, że siła państwa tkwi w obywatelach. U nas tej siły upatruje się na zewnątrz, stąd ciągłe propagowanie poczucia winy i wstydu. To jest działanie antypolskie i nawet ci, którzy po 1989 r. i teraz walczą z polskim poczuciem dumy i osłabiają wspólnotę narodową opartą na naszym dziedzictwie, chyba nie zdają sobie sprawy, że jest to działanie bardzo krótkowzroczne, bo zaszkodzi ono im w takim samym stopniu, jak wszystkim innym Polakom. Dobrze to wszystko rozumiał śp. Lech Kaczyński i stąd jego wysiłki na rzecz ocalenia pamięci i prawdy historycznej.

Jest pan zaangażowany w budowę pomnika śp. Prezydenta Kaczyńskiego w Wołominie. Macie tam spory kłopot z miejscową PO, która robi, co może, żeby nie dopuścić do jego powstania.  

- W Wołominie PO się nie liczy. Nie ma ona nawet klubu w radzie miejskiej. Oprócz jednego nadgorliwego radnego, który gdzie tylko może szkodzi wizerunkowi miasta i inspiruje paszkwile w liberalnych i lewicowych mediach, Platformy nie ma. Pomnik powstanie na pewno. Ale chcemy, by jego odsłonięcie miało właściwą oprawę i silne poparcie wśród mieszkańców Wołomina, a to wymaga dyskusji i dobrego projektu tej formy upamiętnienia, która ma służyć następnym pokoleniom. Pomnik będzie poświęcony śp. Prezydentowi, ale chcemy także, by uczcił on pamięć również wspaniałych ludzi, którzy zginęli pod Smoleńskiem razem z nim.

Gdzie będzie pan 10 kwietnia?

- Jak co roku, będę w Warszawie w gronie swoich przyjaciół i tysięcy ludzi, którzy swoją obecnością na Krakowskim Przedmieściu będą dawać wyraz, że walka o pamięć i prawdę trwa.


Rozmawiał Paweł Krajewski

Kalendarz imprez
kwiecień 2024
PnWtŚrCzPtSoNd
dk1 dk2 dk3 dk4 dk5 dk6 dk7
dk8 dk9 dk10 dk11 dk12 dk13 dk14
dk15 dk16 dk17 dk18 dk19 dk20 dk21
dk22 dk23 dk24 dk25 dk26 dk27 dk28
dk29  30  1  2  3  4  5
×