W piątkowe przedpołudnie, 8 sierpnia, ostrołęccy policjanci szykowali się do poważnego wystąpienia przed kamerami. Temat – bezpieczeństwo na drogach w kontekście rosnącej liczby wykroczeń popełnianych przez użytkowników hulajnóg i rowerów elektrycznych – nie należał do lekkich. Jednak to, co wydarzyło się tuż przed rozpoczęciem konferencji, sprawiło, że planowany przekaz musiał ustąpić miejsca… prawdziwej scenie jak z komedii.
Naczelnik ostrołęckiej drogówki, nadkom. Robert Stypiński, stojąc gotów do rozmów z dziennikarzami, kątem oka dostrzegł na pobliskiej ścieżce rowerowej niecodzienny obrazek. Mężczyzna na rowerze, zamiast trzymać kierownicę, beztrosko wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Widok tak absurdalny, że aż trudno było uwierzyć, stał się impulsem do szybkiej reakcji. Naczelnik w ostatniej chwili wydał rozkaz: „Zatrzymać!”.
Jak się okazało, był to dopiero początek widowiska. Już przy pierwszym kontakcie funkcjonariusze poczuli intensywną woń alkoholu. Badanie alkomatem potwierdziło najgorsze przypuszczenia – 31-letni mieszkaniec gminy Rzekuń miał w organizmie ponad 1 promil alkoholu. A żeby historia była pełniejsza, wyszło na jaw, że mężczyzna niedawno stracił prawo jazdy za wcześniejsze wykroczenia za kierownicą.
Finał? Mandaty karne o łącznej wartości 3000 złotych i tytuł absolutnego rekordzisty dnia – bo choć w trakcie akcji policjanci ukarali kilkadziesiąt osób, to właśnie ten jeden rowerzysta skutecznie „ukradł show” całemu briefingowi.
Trudno o lepszą ilustrację tego, że zasada „patrz na drogę, nie w telefon” nabiera nowego, bardzo dosłownego znaczenia. W tym przypadku – z promilami w tle.