Na lata 90. w Polsce przypadł rozkwit dzikiej przestępczości związanej z dyskotekami. Narkotyki, ale też haracze, wymuszenia czy wojny konkurencji - tak wyglądał świat kolorowych światełek i rytmów disco jeszcze pod koniec minionego stulecia. Szczególnie pechowym miejscem na mapie dyskotek w regionie było Kadzidło. Doszło tam do tragedii, która po latach wróciła na wokandę Sądu Okręgowego w Ostrołęce. Tylko po to, by uznać, że jeden z oskarżonych o śmiertelne pobicie Bogusława J. uniknie kary z powodu przedawnienia czynu.
Tragedia w kadzidlańskim „Gigancie”
Dyskoteka „Gigant” w Kadzidle, która ruszyła w 1998 roku, należała do jednego z mieszkańców gminy. Brat właściciela dyskoteki mieszkał tuż obok niej. Od początku zyskała sporą popularność, tym bardziej, że złą sławą niedługo przed otwarciem „Giganta” został owiany inny kadzidlański lokal - „Krokodyl”. Wszystko dlatego, że w „Krokodylu” doszło w 1997 r. do śmiertelnego pobicia jednego z klientów. Mało kto się wówczas spodziewał, że i z „Gigantem” wiązać się będzie tragiczna historia.
Początkowo „Gigantowi” szło świetnie i wieść o dyskotece rozniosła się szybko, trafiając także do Ostrołęki. Młodzi mieszkańcy miasta w poszukiwaniu wrażeń często ruszali właśnie do "Giganta".
Aż nadszedł 19 lutego 2000 roku. W „Gigancie” odbywała się zabawa, jak na karnawał przystało. Szampańską atmosferę przerwali jednak… bejsboliści. Około godziny 21.30 od strony Ostrołęki przyjechało kilka samochodów, a z nich wysiedli rośli, dobrze zbudowani mężczyźni uzbrojeni w kije. Gang „pałkarzy”, wśród których byli też ochroniarze z innych lokalnych dyskotek, wjechał do „Giganta”, niektórzy w kominiarkach na głowach. Pierwsze ciosy dostał bramkarz, później bandyci spuszczali łomot m.in. właścicielowi lokalu. Na koniec dopadli brata właściciela, 27-letniego Bogusława J. Tłukli go niemiłosiernie, łamiąc na nim dwa kije bejsbolowe. Do tego skopali go, gdy już leżał i stracił przytomność.
Policja nie miała szans dotrzeć na miejsce o czasie, gdyż najazd na „Giganta” trwał dosłownie chwilę. Była to zorganizowana akcja, a bejsboliści działali błyskawicznie. Już po zdarzeniu, do dyskoteki przyjeżdżają służby ratunkowe. Bogusław J. trafia do szpitala, gdzie umiera 27 lutego 2000 roku z powodu stłuczenia pnia mózgu.
Artur Z. uniknie kary
Sprawa nalotu na „Gigant” była jedną z największych porażek organów ścigania z początków XX wieku. Spośród kilkudziesięciu „pałkarzy”, udało się zatrzymać jedynie kilka osób. Ostatecznie, jak dowiadujemy się w Sądzie Okręgowym w Ostrołęce, wyroki skazujące usłyszało czworo z nich. Marek O. i Maciej B. usłyszeli wyroki po 6 lat pozbawienia wolności, Tomasz T. - 5 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, a Piotr G., który był sądzony w odrębnym procesie - 5 lat pozbawienia wolności.
Był też piąty. Artur Z. - w momencie zdarzenia w wieku 23 lat, mieszkaniec Ostrołęki. Ten jednak zdołał uciec przed odsiadką. I to właśnie jego dotyczyła rozprawa, jaka odbyła się 20 lutego 2025 r. w Sądzie Okręgowym w Ostrołęce. Sąd umorzył sprawę z powodu przedawnienia karalności czynu.
Sprawa dotycząca przedawnienia karalności czynu toczyła się z urzędu. Kodeks Karny mówi, że karalność przestępstwa ustaje, jeżeli od czasu jego popełnienia upłynęło 40 lat w przypadku zbrodni zabójstwa i 20 lat w przypadku innej zbrodni. Od czasu, gdy zginął brat właściciela „Giganta” minęło ćwierć wieku.
Oskarżony Artur Z., obecnie 48-letni mężczyzna, ukrywał się na terenie Stanów Zjednoczonych. Mimo wszczętej procedury ekstradycyjnej, nie udało się go sprowadzić do kraju. Teraz do rodzinnego miasta będzie mógł przyjechać bez obaw, gdyż kara za udział w pobiciu Bogusława J. już mu nie grozi.
Całej sprawie towarzyszył nieprawdopodobny wręcz poziom pecha. Po pierwsze, na ławę oskarżonych trafiło tylko kilka osób spośród ponad dwudziestu bandytów. Po drugie, kiedy proces już się rozpoczął - musiał zostać wznowiony na nowo z powodu wypadku sędzi. Później sądowe młyny mieliły powoli i finalnie dopiero po paru latach zapadły prawomocne wyroki. A właściciel „Giganta” Dariusz J. zginął w 2004 r. w wypadku samochodowym razem z 4-letnim synkiem.
Postanowienie sądu dotyczące umorzenia sprawy oskarżonego Artura Z. uprawomocniło się w ubiegłym tygodniu. Jego wizerunek zniknął już z listy poszukiwanych na policyjnych stronach.