W Sądzie Okręgowym w Ostrołęce w środę zakończył się proces w sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym, do jakiego doszło w 2022 roku w Długosiodle. Sąd wymierzył 25-letniemu oskarżonemu najniższą możliwą karę przy jej nadzwyczajnym złagodzeniu. Pokusił się też o dygresję, która sugerowała, że kara mogłaby być jeszcze niższa, gdyby nie zmiany w prawie wprowadzone przez rządzących po 2015 roku.
Śmiertelny cios w Długosiodle
Do tragicznych w skutkach wydarzeń doszło 10 lipca 2022 roku w Długosiodle. Na jedną z posesji wezwana została policja - wezwanie dotyczyło pobicia mężczyzny. Na miejscu okazało się, że 44-latek nie dawał znaku życia. Mimo szybkiej akcji ratunkowej, stwierdzono zgon.
- Na miejscu policjanci zatrzymali do sprawy dwoje mieszkańców gminy Długosiodło. 21-latek miał ponad promil alkoholu w organizmie, 38-letnia kobieta - prawie 3 promile - podawał serwis „Nowy Wyszkowiak”. Zarzuty w sprawie spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ze skutkiem śmiertelnym usłyszał młody mężczyzna. Lokalne media informowały, że prokuratura wystąpiła do sądu o zastosowanie tymczasowego aresztu, ale sąd wniosku nie uwzględnił i zastosował dozór policyjny.
Prokuratura oskarżyła obecnie 25-letniego Kamila K. o to, że spowodował ciężki uszczerbek na zdrowiu Adama K. w postaci choroby realnie zagrażającej życiu „w ten sposób, że co najmniej jednokrotnie zadał mu uderzenie ręką w okolice twarzy”. Ofiara doznała obrażeń takich jak m.in. krwiak czy rozległe złamania czaszki, w wyniku czego niemal natychmiast doszło do zgonu.
21 maja 2025 r. Sąd Okręgowy w Ostrołęce zakończył tę sprawę, wydaniem nieprawomocnego wyroku. Choć za zarzucany czyn groziła kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności, sąd wymierzył oskarżonemu najniższą możliwą karę po jej nadzwyczajnym złagodzeniu - 1 rok i 8 miesięcy pozbawienia wolności.
Jak doszło do tragedii?
44-letni Adam K. mieszkał w Długosiodle wraz z żoną i córkami. Na tej samej ulicy mieszkała kobieta z niepełnosprawnym synem, która z Adamem K. utrzymywać miała zażyłe relacje i często spożywać z nim alkohol. W dniu zdarzenia, 10 lipca 2022 roku, Adam K. wraz ze swoją żoną i wspomnianą kobietą oraz jej niepełnosprawnym synem udali się nad rzekę Narew do Szarłatu, gdzie również alkoholu nie zabrakło. Jak ustalił sąd, podczas drogi powrotnej doszło do awantury. Adam K. miał zatrzymać się i z samochodu wygonić swoją żonę, zabierając jej telefon. W sprzeczce zaczęła uczestniczyć również kobieta towarzysząca małżeństwu.
Wyrzucona z samochodu żona ofiary uciekła do sąsiadki, natomiast Adam K. poszedł do domu wraz z towarzyszącą mu kobietą. Jej niepełnosprawny syn został pozostawiony na podwórku i płakał. Zareagować miała siostra Adama, która zadzwoniła do córki towarzyszącej 44-latkowi kobiety i opowiedziała jej o całej sytuacji, prosząc, by przyjechała i zaopiekowała się niepełnosprawnym chłopcem.
Gdy ta przyjechała na miejsce wraz ze swym chłopakiem, oskarżonym w tej sprawie Kamilem K., zaprowadziła niepełnosprawnego chłopca do samochodu, a później miała oskarżać matkę za takie zachowanie, w tym jej stan nietrzeźwości. Wywiązała się kolejna awantura, która tym razem przeniosła się do wnętrza budynku. I miała tragiczny finał.
W pewnym momencie do pomieszczenia kotłowni miał wejść oskarżony Kamil K. i w przyległym do kotłowni korytarzu spotkać Adama K. Zaczął go obwiniać za to, że wywołał zadymę. Później sytuacja miała potoczyć się błyskawicznie, co sąd opisywał następująco: - Pchnął go, Adam K. zadał mu cios w klatkę piersiową, po czym oskarżony Kamil K. wyprowadził bardzo silne uderzenie w twarz Adama K. Tył głowy denata uderzył w ścianę, powodując jej wgłębienie.
To spowodowało obrażenia, które skutkowały natychmiastowym zgonem Adama K. Późniejsze badania wykazały, że zmarły miał nietypową budowę czaszki: kości czaszki były o co najmniej połowę cieńsze niż normalnie występujące u człowieka. Ale biegły, który w tej sprawie wydawał opinię i był przesłuchiwany na rozprawie, stwierdził, że przy tak silnym ciosie, nawet przy prawidłowej budowie czaszki denata, obrażenia byłyby takie same.
Uzasadnienie. „Był to samosąd”
- Stan faktyczny w tej sprawie nie budzi wątpliwości. Przewód sądowy nie dostarczył dowodów, które mogłyby skutecznie podważać okoliczności podane przez sąd - mówił w środę po ogłoszeniu wyroku sędzia Ryszard Warda. - Oskarżony przyznał się do tego uderzenia, opowiedział sytuację zgodnie z ustalonym stanem faktycznym. Spór w sprawie toczył się na kanwie tego, jak zachowanie oskarżonego można zakwalifikować zgodnie z przepisami Kodeksu Karnego.
Finalnie, sąd stwierdził, że proponowana w akcie oskarżenia kwalifikacja z artykułu 156 § 3 Kodeksu karnego (spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem jest śmierć człowieka) jest zasadna. Sprawca takiego czynu podlega karze na czas nie krótszy od lat 5 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
„Zachowanie oskarżonego polegające na wyprowadzeniu bardzo silnego ciosu bezpośrednio w twarz ofiary, abstrahując od budowy czaszki pokrzywdzonego, było umyślnym spowodowaniem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” - podkreślił sędzia Warda, przewodniczący 5-osobowego składu sądu, który orzekał w tej sprawie.
Kara 1 roku i 8 miesięcy więzienia, choć może być uznana za łagodną, zdaniem sądu „nie nosi cech rażącej łagodności”. Sąd zwrócił bowiem uwagę na fakt, iż ofiara tego zdarzenia - Adam K. - miał już wcześniej nadużywać alkoholu i wszczynać awantury. Feralnego dnia w konflikcie uczestniczyło wiele osób - dorośli zajęli się sprzeczką, pozostawiając na podwórku płaczące niepełnosprawne dziecko.
Telefon do kobiety, która przyjechała na miejsce zdarzenia z Kamilem K., miał zatamować eskalację agresji, ale stało się inaczej. - Nie były to działania porządkujące, była to retorsja, był to odwet, którego finał mieliśmy na sali sądowej. Był to samosąd, który skutkował nieodwracalnym skutkiem w postaci śmierci drugiego człowieka - powiedział sędzia Ryszard Warda.
Dalej sędzia uzasadniał, dlaczego akurat taka kara została wymierzona. Po pierwsze, zatarg wywołał zmarły mężczyzna. Po drugie, istotna była postawa sprawcy. Nie tylko przyznał się on do winy w zakresie nieumyślnego spowodowania śmierci, ale również podjął się mediacji z oskarżycielkami posiłkowymi i - nie czekając na wyrok sądu - wypłacił im żądane kwoty.
Kamil K. nie był dotychczas karany, prowadził ustabilizowany tryb życia, pracował i był odpowiedzialnym człowiekiem. Te kwestie plus jego postawa procesowa sprawiła, że wyrok jest najniższy z możliwych. „To otworzyło drogę sądowi do nadzwyczajnego złagodzenia kary” - wskazał sędzia Warda. „Sam skutek zdarzenia wywarł nacisk na jego psychikę. Negatywne skutki tego zdarzenia były widoczne na sali rozpraw” - dodał przewodniczący składu sędziowskiego.
Nadzwyczajne złagodzenie i najniższa kara
Sąd wymierzył karę minimalną, jaką przewiduje Kodeks karny, czyli 1/3 dolnej granicy ustawowego zagrożenia: 1 rok i 8 miesięcy pozbawienia wolności.
- Zdaniem sądu jedynie skutek nieodwracalny czy stan nietrzeźwości oskarżonego, dużo niższy niż ofiary, przemawiały za tym, że kara pozbawienia wolności musi być i musi być to kara bezwzględna. Innej możliwości w zasadzie nie było. Kara, którą oskarżonemu wymierzona jest wystarczająca, by po jej odbyciu wrócił do społeczeństwa jako człowiek dający gwarancję, że więcej na drugiego człowieka ręki nie podniesie czy w sposób przestępczy wobec nikogo więcej się nie zachowa - wskazał sędzia Warda.
To nauczka nie tylko dla oskarżonego, ale też innych osób, które wdają się w konflikty i próbują rozwiązywać je „na własną rękę”. W sali sądowej usłyszeliśmy:
Kara powinna zastraszająco działać na innych w podobnych sytuacjach. W sytuacjach konfliktowych, gdzie jest naruszenie nietykalności, awantura, porzucone niepełnosprawne dziecko płaczące na podwórku - nawet w takiej sytuacji nie może dochodzić do samosądu, wymierzania rzekomej "sprawiedliwości".
Kara byłaby jeszcze niższa, gdyby nie zmiany w prawie?
Na koniec sąd pozwolił sobie, jak wskazał, na pewną dygresję. Dotyczyła ona zaostrzania przepisów Kodeksu karnego, do jakich doszło po 2015 roku.
Zmianę w Kodeksie karnym dotyczącą przepisu, jaki zastosowano w tej sprawie, przeprowadzono w 2017 r., to właśnie wtedy czyn kwalifikowany w art. 156 § 1 kk stał się zbrodnią zagrożoną karą powyżej 3 lat więzenia, a w przypadku spowodowania uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem jest śmierć człowieka dolna granica ustawowego zagrożenia została ustalona na 5 lat, a za taki czyn sąd może orzekać nawet karę dożywotniego pozbawienia wolności.
- W prawie karnym w ciągu ostatnich lat nastąpiły takie reakcje ze strony ustawodawcy, które troszkę wywracały dotychczasowe pojęcie sprawiedliwości u sędziów orzekających. Do 2015 roku za taki sam czyn groziła kara od 2 lat pozbawienia wolności - powiedział sędzia. - W zasadzie trudno powiedzieć, żeby cokolwiek usprawiedliwiało, poza populizmem i szukaniem poklasku u społeczeństwa, nakładanie na sądy obowiązku wymierzania kary 2,5-krotnie wyższej, nie bacząc na realia sprawy, takie jak tu mieliśmy.
Trudno doszukać się intencji ustawodawcy innych, by nagle, z dnia na dzień, nakładać surowszą odpowiedzialność karną za takie same czyny. Nie doszukuje się sąd motywacji, która znajduje w oczach sądu jakąś rozsądną akceptację.
Podsumowując, możliwości nadzwyczajnego złagodzenia kary nie pozwoliły w tej sprawie na orzeczenie kary jeszcze łagodniejszej. Oskarżony nie stawił się na ogłoszeniu orzeczenia. Wyrok jest nieprawomocny i przysługuje od niego apelacja do Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.