eOstroleka.pl
Polska,

Wywiad z Joanną i Andrzejem Gwiazdami: „Warto walczyć o prawdę. Wbrew wszystkiemu”

REKLAMA
zdjecie 9967
zdjecie 9967
fot. Gazeta Polska Codziennie fot. Gazeta Polska Codziennie
REKLAMA
Gazeta Polska Codziennie opublikowała ważny wywiad z Joanną i Andrzejem Gwiazdami. M.in. o Lechu Wałęsie, TW „Bolku”, Henryce Krzywonos i Smoleńsku z małżeństwem gdańskich opozycjonistów rozmawia Samuel Pereira.

W dokumentach tzw. komisji Ciemniewskiego powinny być oryginały maszynopisów z dokumentami Służby Bezpieczeństwa dotyczącymi Lecha Wałęsy - mówił „Codziennej” Antoni Macierewicz, który w 1992 r. jako minister spraw wewnętrznych wykonywał na polecenie parlamentu uchwałę lustracyjną. Okazuje się jednak, że przedstawiciele IPN-u, którzy przeglądali akta w Sejmie, nie odnaleźli w nich żadnych dokumentów TW „Bolka”. Jak Pan ocenia tę trwającą walkę o prawdę na temat Lecha Wałęsy?

A.G.: - Nawet gdyby ujawniono nowe dokumenty dotyczące współpracy Lecha Wałęsy z SB, byłaby to taka sama sensacja, jakby odnaleziono w archiwach dokument świadczący o tym, że Adolf Hitler wywołał II wojnę światową. Współpraca Wałęsy z bezpieką została udowodniona w czerwcu 1992 r., zatem już 19 lat minęło od czasu, jak stwierdziła to aktem państwowym komisja rządowa i minister spraw wewnętrznych Rzeczypospolitej. Znamy przecież zeznania świadków, donosy i dokumenty świadczące o finansowym wynagradzaniu TW „Bolka”. Dzisiaj problemem w Polsce są sądy i sprzedajni sędziowie. Organa sprawiedliwości nie zostały zweryfikowane, wyroki nadal wydają ci sędziowie, którzy w PRL-u sądzili np. na podstawie bezprawnego dekretu o stanie wojennym.

Mówi Pan o 1992 r., a przecież od tego czasu obserwujemy wytężoną pracę elit III RP i obecnie rządzących, by te wszystkie dokumenty i świadectwa o działalności TW „Bolka” negować.

A.G.: - W Polsce są potężne instytucje i środowiska, którym zależy na tym, żeby społeczeństwo, czyli wyborcy, podejmowało decyzje na podstawie fałszywych informacji. Transformacja była przeprowadzana w interesie konkretnych grup i ludzi, którzy będą dokładali możliwych wysiłków, żeby to kłamstwo założycielskie III RP podtrzymać. Adam Michnik wciąż może się bać, że jeszcze nie wszystko wyczyścił, kiedy swojego czasu przez miesiąc penetrował archiwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jest mnóstwo ludzi, którzy cały czas drżą ze strachu, że wyjdzie na jaw ich przeszłość. Jak pisał Janusz Szpotański: „Trzeba oszukać”. Nie zbrojnie, tylko oszustwem wygrywa się dzisiaj bitwy.

Śp. Anna Walentynowicz wielokrotnie mówiła, że Wałęsa w 1980 r. został dowieziony do Stoczni Gdańskiej motorówką, dziś ten temat wraca. Czy można powiedzieć, że Solidarność wymknęła się władzy spod kontroli?

A.G.: - Oczywiście że tak! Solidarność to był „wypadek przy pracy”. Powstanie ruchu, który w rezultacie obalił komunizm, było możliwe, bo to, co wydawało się kontrolowane przez część sił PRL-u, okazało się silniejsze, potężniejsze, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Potężniejsze niż Lech Wałęsa. Co do tego, że strajk był prowokowany przez władze, nie mieliśmy cienia wątpliwości w momencie jego wybuchu, a nawet przedtem. Oni, mając dobrze ustawionego Lecha Wałęsę, byli przekonani, że do tego strajku dojdzie i że będą mieli wpływ na jego przebieg. Wszystko wskazuje na to, że Edward Gierek chciał strajki gasić, a ktoś chciał mu kolejne strajki prowokować.

Od lat trwa proces odbierania  śp. Annie Walentynowicz jej bohaterstwa i ustawianie Henryki Krzywonos jako legendy Solidarności.

A.G.: - W chwili obecnej ze składu prezydium Międzyzakładowej Komisji Strajkowej żyją tylko dwie kobiety: Joanna Gwiazda i Henryka Krzywonos. Wiadomo, dlaczego media i Platforma wolą eksponować właśnie Krzywonos, a nie dopuszczają do opinii publicznej Joanny. To oczywiste - Krzywonos wspiera PO i Wałęsę, a atakuje PiS.

J.G.: - Możliwości sterowania odbiorem jest dużo. Wydaje mi się, że ludzie zaczynają to zauważać. Za komuny czytelnicy wiedzieli, że trzeba czytać między i pod wierszami, ale możliwości wychwycenia manipulacji było dużo mniej niż w tej chwili. Myśmy nawet wtedy uważali, że lepiej nie mieć w domu telewizora, bo wówczas musielibyśmy zgadywać, co społeczeństwo z tego szklanego ekranu wyczytało.

A.G.: - Z tego, co ludzie sobie opowiadali, było widać bardzo wyraźnie mechanizm propagandy; to, co udawało się wtłoczyć ludziom do głów. Etapy propagandy były rozłożone na całe tygodnie. To dzisiaj też obserwujemy. Dlatego, jeśli ktoś po przyjściu do domu włącza telewizor, który pozostawia włączony aż do zaśnięcia, to jest to ogromne niebezpieczeństwo. Taki człowiek nie myśli już samodzielnie, ale - jak zwykle to określa - „po prostu wie”.

J.G.: - Najgorsze jest to, że ludzie sobie z tego nawet nie zdają sprawy. Ja sama boję się oglądać telewizję, bo po jakimś czasie zaczynam polemizować z tymi bzdurami. Nie mówię wtedy wprost, co mam do powiedzenia, tylko wchodzę w polemikę. To jest toksyczne.

Jak dalekie mogą być skutki takiej stałej manipulacji?

J.G.: - Tak jak było z Katyniem - są pewne sprawy, o których prawda właściwie nie jest tajemnicą, tylko dopóki nie ogłosi się jej oficjalnie, to wszyscy powtarzają, że nie wiadomo, prawda? To dotyczy m.in. agentury Wałęsy, gen. Jaruzelskiego i jego wojny. Rozpowszechnia się sposób myślenia „faktami medialnymi” - to zwrot Geremka. Żyjemy w dwóch  rzeczywistościach - tej nienazwanej publicznie i oficjalnej, propagandowej.

A.G.: - Warto jednak walczyć o prawdę wbrew wszystkiemu. Mimo że wyrok w sprawie Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka był rzeczywiście niesatysfakcjonujący, ale jednak wreszcie ustalono, że był spisek i to na najwyższym szczeblu. Po 31 latach sąd w końcu doszedł do wniosku, który od początku był oczywisty. Już w dniu wprowadzenia stanu wojennego wiedziałem, że wprowadzono go bezprawnie. Rada Państwa nie mogła podejmować decyzji w czasie sesji Sejmu, nie mówiąc o tym, że decyzje o internowaniu podejmowano, zanim podjęto jakąkolwiek uchwałę.

Skąd dziś w Polsce bierze się atak i opór wobec tych, którzy wyjaśniają katastrofę smoleńską?

A.G.: - Przy próbie wyjaśnienia tej tragedii słyszeliśmy ministra Pawła Grasia, który odnosząc się do półtorarocznego kłamstwa o obecności gen. Błasika w kokpicie, mówił że „i tak im to życia nie zwróci”. Tak niestety myśli wielu Polaków. Sądzą, że będzie prawda z wojną albo pokój bez prawdy.

J.G.: - Jeden z profesorów na Politechnice Gdańskiej podczas wykładu prof. Marka Czachora na temat absurdów lansowanej teorii „pancernej brzozy” powiedział mu właśnie, że lepsze jest kłamstwo niż wojna. Ludziom się wydaje, że nie mogą dopuścić do zwycięstwa prawdy o Smoleńsku, bo będą się działy jakieś straszne rzeczy. To jest myślenie w istocie autodestrukcyjne. Jeśli naród pogodzi się z tym, że można zabijać mu prezydenta, to nie ma co mówić o własnym państwie, to już jest koniec. Tej sprawy nie możemy odpuścić, nawet jeśli jedyne, co możemy robić, to maszerować każdego miesiąca. Rządy mamy takie, że pożal się Boże, ale mam nadzieję, że nie są one jednak wieczne.


[źródło: Gazeta Polska Codziennie]
Kalendarz imprez
kwiecień 2024
PnWtŚrCzPtSoNd
dk1 dk2 dk3 dk4 dk5 dk6 dk7
dk8 dk9 dk10 dk11 dk12 dk13 dk14
dk15 dk16 dk17 dk18 dk19 dk20 dk21
dk22 dk23 dk24 dk25 dk26 dk27 dk28
dk29 dk30  1  2  3  4  5
×