To jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich lat w powiecie ostrołęckim. W 2007 roku w Kadzidle doszło do zabójstwa, które wyszło na jaw... po kilkunastu latach. Ponad szesnaście lat od zbrodni zapadł prawomocny wyrok, a zabójca w więzieniu spędzi 20 lat. Skazana została też żona ofiary, którą z mordercą łączyła wyjątkowa więź.
Zidentyfikowany po czternastu latach
W małżeństwie Marii i Sławomira z Kadzidła nie układało się. Sławomir miał nadużywać alkoholu, awanturować się i małżonkowie rozważali nawet rozwód. Maria G. twierdziła, że "mąż stosował wobec niej przemoc". We wrześniu 2007 roku Sławomir G. zaginął i przez długie lata nie wiadomo było, co się z nim działo. Jeszcze w 2020 roku na stronie "Zaginieni Przed Laty" opublikowano notkę o poszukiwaniach mężczyzny.
Wyjechał do pracy w Warszawie i do chwili obecnej nie nawiązał kontaktu z rodziną. Dwa lata przed zaginięciem, czyli w 2005 roku pan Sławomir poleciał do pracy w USA. Po półtorarocznym pobycie w Nowym Jorku, przeniósł się do Wielkiej Brytanii, najprawdopodobniej do Londynu. Wrócił do Polski na przełomie maja/czerwca 2007 roku. Szybko znalazł pracę w Warszawie. Wyjeżdżał tam na 5 dni - od poniedziałku do piątku. Córka pana Sławomira pamięta, że tuż przed planowanym powrotem do domu, dzwonił do niej i pytał co chciałaby żeby kupił. To był ostatni kontakt z zaginionym. Od tamtej pory jego telefon jest wyłączony. Nie wrócił również do miejsca zamieszkania, ani nie nawiązał kontaktu z rodziną (...) Z ustaleń jakie zebrała rodzina wynika, że znajomi z pracy odwieźli pana Sławomira pod sam dom w Kadzidle i tam był widziany przez nich po raz ostatni. Nie wiadomo jednak czy jest to prawdą, ponieważ mężczyzna nie pojawił się w domu. Policja dawała rodzinie kilka razy jakieś sygnały, ale ostatecznie to jednak nie był on.
Mężczyzna był już wówczas denatem N/N. 18 maja 2008 roku w Raciborze dwaj młodzi mężczyźni łowili ryby z miejscowej kładki, znajdującej się nad Jeziorem Świętajno. W pewnym momencie haczyk złapał przedmiot znajdujący się na dnie. Był to ciężki przedmiot, nie dało się go wyciągnąć wędką. Mężczyźni postanowili podpłynąć łódką do miejsca, skąd wystawała żyłka. - Wtedy mój kolega zaczął za nią ciągnąć i po chwili zauważył w wodzie żółtą twarz - relacjonował jeden z nich w rozmowie z "Kurkiem Mazurskim". Ciało było owinięte wokół tułowia przewodem elektrycznym i obciążone dwiema rurkami metalowymi.
Zbrodnia "bardzo osobista". Po latach już wiadomo, jak zginął Sławomir G. z Kadzidła
Zwłoki, które w 2008 roku wyłowiono z Jeziora Świętajno należały do Sławomira G. z Kadzidła, który zaginął osiem miesięcy wcześniej. Już od początku wiadomo było, że mężczyzna został zamordowany.…
Dopiero w kwietniu 2021 roku badania DNA dały przełom w śledztwie dotyczącym zwłok znalezionych w 2008 roku w Jeziorze Świętajno. Okazało się, że to zaginiony Sławomir G., mieszkaniec Kadzidła. Stało się jasne, że mężczyzna został zamordowany.
Wiedziała, co zrobił kochanek
Maria G. początkowo twierdziła, że nie wie co się stało z jej zaginionym mężem. Mówiła śledczym, że wyjechał on za granicę i nawiązał znajomość z inną kobietą. Sąd uznał później, że kłamała i doskonale wiedziała, że męża zabił... jej kochanek.
- Wiedziała dokładnie, co stało się z jej mężem. O ile nie znała szczegółów zbrodni, tj. dokładnego mechanizmu zadawania ciosów przez oskarżonego oraz gdzie oskarżony dokładnie zawiózł zwłoki pokrzywdzonego, to zdawała sobie sprawę, że mąż nie żyje - ustalił sąd.
W sprawie zeznawała córka Sławomira. Miała bardzo ciepłe i serdeczne relacje ze swoim ojcem. Często do siebie dzwonili. Feralnego dnia córka Sławomira miała uczestniczyć w wycieczce, nie mogła się skontaktować ze swoim ojcem, ale po wycieczce odebrać miała ją matka. Kobieta zeznawała, że jej matka nie miała nic wspólnego z zabójstwem ojca, ale sąd uznał, że są wątpliwości do wiarygodności tych zeznań - na okoliczność powrotu z wycieczki i przyznania alibi matce. "W tym zakresie zeznania są niewiarygodne" - uznano. Inna z córek małżeństwa G. miała opisać relacje pomiędzy rodzicami i przemoc, jaką Sławomir miał stosować wobec swojej żony. W sprawie zeznawał nawet policjant, który przyjmował zgłoszenie o przemocy, ale sąd uznał, że jego zeznania są "mało istotne i nie wnoszą nic nowego do sprawy".
Zeznający świadkowie nie wierzyli w to, że Sławomir G. zaginął. Choć wyjeżdżał do pracy za granicę, to zawsze utrzymywał kontakt z bliskimi. Sławomir przed zdarzeniem miał obawiać się o swoje życie, a jego żona - zdaniem innego ze świadków - nie przejmowała się zaginięciem męża. Feralnego dnia Sławomir G. po pracy wrócił do domu odwieziony przez kolegów. Jeden z kolegów Sławomira, zeznający później w sprawie, oznajmił, że widział, jak G. wchodzi na posesję w Kadzidle. Nie zauważył nikogo na posesji.
Morderca nie zaznał spokoju. Żył w strachu
Ustalono, że 28 września 2007 roku kochanek Marii G. - Andrzej S. - posługując się metalową rurą o długości około metra oraz nożem o długości ostrza 15 centymetrów zadał Sławomirowi G. dwa silne uderzenia w prawą część głowy rurą, a po tym, jak pokrzywdzony się przewrócił, dwukrotnie silnie pchnął go nożem w okolice karku. Zwłoki wywiózł nad Jezioro Świętajno i utopił.
Andrzej S. po zabójstwie nigdy nie zaznał spokoju. Gdy po latach został wezwany na komendę, nie stawił się, bo się bał. Miał świadomość, że okoliczności zabójstwa wyjdą na jaw. Żona S. nie miała wiedzy na temat zdarzenia i nie wiedziała, z jakiego powodu jej mąż miał się stawić na komendzie. 31 sierpnia 2021 r. zabójca... zniknął. Jego żona była tym zaskoczona i zaniepokojona. 1 września 2021 r. Andrzej S. nie stawił się do pracy. Nikt nie mógł się z nim skontaktować.
Andrzeja S. szukał nawet detektyw, a celem jego pracy miało być "jego znalezienie i ochronienie". Detektyw w trakcie pracy zorientował się, że S. ma wiedzę na temat zabójstwa i ewentualna ochrona Andrzeja byłaby wbrew prawu. W nocy z 16/17 października 2021 r. zatrzymano Andrzeja S. Już zatrzymującemu go policjantowi przyznał się on do zabójstwa. Drugiej policjantce powiedział, że ostatnie 1,5 miesiąca spędził w samochodzie.
Niedługo później zatrzymano Marię G., która na stałe zamieszkiwała poza granicami kraju, ale przyjechała na święta do rodziny. Szczycieńscy śledczy przy współpracy kryminalnymi z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie wykorzystali ten moment i 27 grudnia 2021 r. zatrzymali ją na terenie powiatu ostrołęckiego.
Wszystko dokładnie zaplanował...
Oskarżony przyznał się do postawionego mu zarzutu zabójstwa. Andrzej S. bardzo dokładnie opisał, w jaki sposób zadał ciosy pokrzywdzonemu oraz jak przetransportował zwłoki Sławomira G. nad jezioro. Szczególnie precyzyjny był podczas eksperymentu procesowego, w trakcie którego pewnie i swobodnie opisywał przebieg zdarzeń.
- Wyjaśnienia oskarżonego są szczegółowe, spójne i konsekwentne, wyraźnie wskazujące motyw, korespondujące z dowodami pozaosobowymi - uznał sąd. Biegły psychiatra i psycholog stwierdził, że w czasie popełnienia czynu Andrzej S. miał zdolność do pokierowania swoim postępowaniem, nie wykryto u niego żadnej choroby czy zaburzenia osobowości.
Zabójca był kochankiem Marii G., żony zamordowanego mężczyzny. Andrzej S. miał być przekonany, że doświadcza ona przemocy domowej, liczył na kontynuowanie związku i chciał z nią zamieszkać. Doskonale orientował się w sytuacji życiowej Marii G., znał jej dzieci i rodzinne zwyczaje. Andrzej S. miał zeznać, że jego kochanka co prawda nie namawiała go do zabójstwa, ale domyślała się, że zamierza on to zrobić. Kiedy Sławomir G. zaginął, jego żona nawet nie zgłosiła zaginięcia na policję. Morderca utrzymywał jednak, że Maria G. nie ułatwiała mu popełnienia zabójstwa. - Nie podjęła żadnej decyzji, która mogłaby świadczyć o tym, że wręcz zleca zabójstwo lub będzie pomagać.
S. stwierdził, że decyzję o zabiciu Sławomira podjął około dwa miesiące przed zbrodnią i miał to zrobić sam. Zgromadził potrzebne do morderstwa przedmioty: nóż, metalowe rurki wypełnione betonem. Kiedy dokonał zabójstwa, skontaktował się z Marią, by sprawdziła, czy "coś mu nie wypadło" przed jej domem. Ta miała mu odpowiedzieć, że zmywała wodą krew z chodnika i z trawy. W śledztwie powiedziała, że nic takiego nie miało miejsca, ale sąd uznał, że kłamała, bo taka była jej linia obrony. Zostało to nawet udowodnione, bo Maria G. była badana wariografem, gdzie wyszło, że zeznała nieprawdę. Ona sama twierdziła, że wynik badania jest fałszywy, a tak naprawdę była zdenerwowana.
- Z analizy wyników tego badania można wysnuć wniosek, że próbowała ona nieudolnie ukryć swoją wiedzę. Z wniosku z badań jasno wynika, że oskarżona miała związek z zabójstwem czy też zaginięciem męża. Reakcje psychofizyczne, jakie zarejestrowano w trakcie badania oskarżonej nie pozwoliły na potwierdzenie przedstawianej przez nią tezy. Jej reakcja była typowa dla osoby, która wprowadza w błąd w kontekście zarejestrowanych pytań krytycznych - czytamy w opinii z badania. W ustnej opinii biegły przeprowadzający badanie wskazał, na czym ono polega oraz jakie czynniki wpływają na wynik badania. Potwierdził, że wynik badania, który wskazywał na kłamstwo Marii G., był prawidłowy.
On zabił, ona zmywała krew
Andrzej S. i Maria G. spotykali się od dłuższego czasu, a Andrzej wiedział, jak wyglądają codzienne czynności oskarżonej i to, że jej mąż wyjeżdża do pracy i wraca w piątkowe wieczory. Zbrodnię dokładnie zaplanował. Z sądowego uzasadnienia: - Oskarżony od samego początku działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa Sławomira G. Konsekwentnie zmierzał do tego, by nie tylko pozbawić życia, ale też ukryć zwłoki. Uczynił powyższe i po zabójstwie zwłoki wywiózł nad jezioro, gdzie utopił je przy pomocy zgromadzonego sprzętu (rurki metalowe wypełnione betonem). Oskarżony działał z całą świadomością tego, że zabija i że pozbędzie się zwłok.
Sąd uznał, że Maria G. zdawała sobie sprawę z tego, że na jej posesji pozostały ślady po zabójstwie. - W trakcie jazdy ze zwłokami Sławomira doszło do rozmowy między oskarżonymi. W trakcie powyższego oskarżona poinformowała oskarżonego, że musiała sprzątać teren, między innymi z krwi. Z wyjaśnień oskarżonego nie wynika, by miał informować oskarżoną, iż zabił jej męża, ale z okoliczności całego zajścia wynika, iż oskarżona musiała mieć wiedzę, że doszło do popełnienia przestępstwa na szkodę jej męża - napisał sąd w uzasadnieniu wyroku. Zachowanie oskarżonej, jak orzekł sąd, ewidentnie wskazuje na fakt, iż zmywała ślady krwi, a więc zacierała przedmiotowe dowody.
Miłość, która pchnęła do zbrodni
1 marca 2023 roku Sąd Okręgowy w Ostrołęce uznał oskarżonego Andrzeja S. za winnego zbrodni zabójstwa i wymierzył mu karę 15 lat pozbawienia wolności, a żonie zamordowanego Marii G. za utrudnianie śledztwa i zacieranie śladów oraz składanie fałszywych zeznań sąd wymierzył karę 3 lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności.
Skazując Andrzeja S., sąd uznał, że kara jest adekwatna do stopnia winy i społecznej szkodliwości czynu, wskazując, że S. miał całkowitą swobodę podjęcia decyzji - i wybrał zbrodnię. - Z całym naciskiem należy podkreślić, że życie ludzkie jest dobrem i wartością szczególną. Stanowi ono najwyższą wartość w hierarchii dóbr chronionych prawem z perspektywy jednostki i całego społeczeństwa. Stanowi jedyne, niepowtarzalne i nieodtwarzalne dobro człowieka - czytamy w sądowym uzasadnieniu wyroku.
Sąd podkreślił, że oskarżony decyzję o zabójstwie podjął z powodu kobiety, z którą pozostawał w związku. Jednocześnie zwrócił jednak uwagę, że gdyby nie sam Andrzej S., który opisał zbrodnią, nie udałoby się z taką dokładnością ustalić, co stało się ze Sławomirem G. - Oskarżony przyznał się do stawianego zarzutu, złożył obszerne wyjaśnienia. Wprawdzie przez pewien czas ukrywał się, ale wyjaśnił, że zrobił to ze strachu. Przez cały tok postępowania przygotowawczego, jak i sądowego konsekwentnie przyznawał się do stawianego mu zarzutu, nie zmieniał wyjaśnień w sprawie, nie przerzucał odpowiedzialności za popełniony czyn na inną osobę. Podczas wizji lokalnej wskazał dokładnie sposób działania.
Sąd zauważył, że zachowanie oskarżonego przyczyniło się do wyjaśnienia sprawy, która przez 14 lat była niewyjaśniona. Andrzej S. dokonał zbrodni - jak opisał to sąd - "przez kobietę i dla kobiety". W ocenie sądu, Andrzej S. i Maria G. pałali do siebie miłością wzajemną, a jej owocem było dziecko. Maria G. wkrótce po zabójstwie jej męża zaszła w ciążę z Andrzejem S.
Stwierdzono więc, że 15 lat więzienia to kara wystarczająca, bo uwzględnia zarówno okoliczności obciążające (działanie zaplanowane), szkodliwą społeczność zbrodni zabójstwa, ale też okoliczności łagodzące, takie jak współpraca z organami ścigania czy niekaralność. Sąd stwierdził, że oskarżona Maria G. miała świadomość, że zaciera ślady przestępstwa i "nie może być mowy o żadnej przypadkowości w jej działaniu". Uznano też, że dwukrotnie złożyła fałszywe zeznania, wskazując, że nie wie kto i w jakich okolicznościach zabił jej męża.
- Oskarżona wiedziała, co się stało, jednak konsekwentnie milczała przez wiele lat. Zarówno jej dzieci, jak i rodzeństwo Sławomira, pomimo obiektywnych dowodów, mieli nadzieję, że Sławomir wróci z zagranicy. Zachowanie oskarżonej należy tym bardziej potępić - stwierdzono w uzasadnieniu.
Zapadł prawomocny wyrok w sprawie zabójstwa w Kadzidle. Wyższa kara dla mordercy
Sąd Apelacyjny w Białymstoku podwyższył karę dla sprawcy zabójstwa w Kadzidle. Morderca Andrzej S. spędzi w więzieniu 20 lat. …
"Kara rażąco łagodna". Prawomocny wyrok dla zabójcy: 20 lat
8 listopada 2023 r. Sąd Apelacyjny w Białymstoku rozpoznał apelację od wyroku z Ostrołęki. Andrzejowi S. podwyższył karę pozbawienia wolności do 20 lat.
Sędzia sprawozdawca podał, że zbrodnia została dokładnie zaplanowana, przygotowana oraz wykonana z zimną krwią przez oskarżonego, który kolejno wyrzucił ciało mężczyzny do jeziora, w związku z czym orzeczona przez Sąd I instancji kara pozbawienia wolności w wymiarze 15 lat była rażąco łagodna.
Kara Marii G. - 3,5 roku więzienia - została utrzymana w mocy. Jednocześnie Sąd uchylił wyrok w części dotyczącej czynu polegającego na ułatwieniu przez Marię G. popełnienia zbrodni zabójstwa, poprzez telefoniczne udzielenie informacji o terminie powrotu jej męża i w tym zakresie przekazał Sądowi Okręgowego w Ostrołęce do ponownego rozpoznania. Od tego czynu w Ostrołęce została ona wcześniej uniewinniona.
Zbrodnia doskonała? Nie tym razem
Zbrodnia doskonała to mit. W rzeczywistości postęp technologiczny w kryminalistyce stale utrudnia przestępcom uniknięcie kary. Nawet po latach od popełnienia zbrodni, śledczy dysponują narzędziami, które pozwalają im odkryć ślady i powiązać je ze sprawcą.
Zatem, choć przestępcy wciąż wymyślają coraz bardziej wyrafinowane metody działania, postęp technologiczny zawsze będzie o krok przed nimi. Sprawiedliwość, choć czasem spóźniona, dosięga winnych.