Poranek 8 maja mieszkańcy Ostrołęki zapamiętają na długo. Wszystko za sprawą niecodziennych gości, którzy pojawili się w samym centrum miasta – klępy i jej około rocznego potomka. Spokojny spacer dzikich zwierząt, który rozpoczął się około godziny 4:30 w rejonie Galerii Bursztynowej, szybko przerodził się w wielogodzinną, momentami kuriozalną akcję służb miejskich.
Pierwsze zgłoszenia o łosiach spacerujących po mieście wpłynęły o świcie. Zwierzęta zauważono przy Galerii Bursztynowej, przechodzące przez jezdnię. Potem widziane były m.in. przy ul. Dobrzańskiego, gdzie około godziny 8:00 zatrzymały się na dłużej. Tam też przez kilkadziesiąt minut były obserwowane przez miejskie służby.
Sytuacja była na tyle nietypowa i potencjalnie niebezpieczna, że zwołano sztab kryzysowy. W jego skład weszli policjanci, strażnicy miejscy, weterynarze, leśnicy oraz przedstawiciele władz miasta. Rozważano różne scenariusze: od uśpienia i wywiezienia łosi poza teren zabudowany, po zabezpieczenie trasy ich swobodnego przemarszu poza miasto.
Finalnie, około godziny 9:00 – gdy ruch uliczny zaczął słabnąć – zapadła decyzja o przepłoszeniu zwierząt. Wydawało się, że wszystko zmierza ku spokojnemu zakończeniu, jednak wtedy rozpoczął się trwający kilka godzin "berek z łosiami", jak określili go niektórzy obserwatorzy akcji.
Zwierzęta rozdzieliły się. Młodszy osobnik pozostał w rejonie osiedla Pomian, wcześniej widziany był w zielonej przestrzeni przy kościele Zbawiciela Świata. Starszy łoś ruszył w kierunku osiedla Centrum, a następnie dotarł do obwodnicy, gdzie przez jakiś czas krążył między stacją BP a pobliskim terenem zielonym. W tym rejonie dwukrotnie próbowano użyć środka usypiającego – niestety bez powodzenia.
Zwierzę kontynuowało marsz w stronę ulicy Wypychy i alei Jana Pawła II. Przez cały ten czas poszczególne ulice i sektory miasta były zamykane przez policję i Straż Miejską. Kierowcy utknęli w korkach, cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.
Dopiero po godzinie 13:00 ostrołęcka policja poinformowała, że oba łosie opuściły teren miasta. Akcja została zakończona, a mieszkańcy mogli odetchnąć z ulgą.
Choć całe zajście zakończyło się szczęśliwie i żadne osoby ani zwierzęta nie odniosły obrażeń, to – jak anonimowo przyznają sami uczestnicy akcji – było to wydarzenie, które obnażyło brak procedur i doświadczenia w tak niecodziennych sytuacjach. Miejskie służby powinny teraz przeprowadzić dokładną analizę przebiegu interwencji i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Niecodzienna wizyta dzikich zwierząt w niemal 50-tysięcznym mieście pokazuje, jak duże wyzwanie mogą stanowić podobne incydenty. Pozostaje mieć nadzieję, że takich gości Ostrołęka długo już nie zobaczy.