eOstroleka.pl
Polska,

Nasz wywiad z Jerzym Zalewskim: „Telewizji nie są potrzebni Wyklęci, nie jest potrzebny „Rój”, nie jestem potrzebny ja”

REKLAMA
zdjecie 5382
zdjecie 5382
Jerzy Zalewski (fot. eOstroleka.pl) Jerzy Zalewski (fot. eOstroleka.pl)
REKLAMA

„Polskie media opierają się na tajnym porozumieniu niektórych ludzi Solidarności z komunistami. W tym systemie taki reżyser jak ja, nie jest nikomu do niczego potrzebny” - mówi w rozmowie z naszym portalem Jerzy Zalewski, autor filmu „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”.


„Historia Roja” powstawała dość długo. Jak się to wszystko zaczęło?

- W 2005 roku spotkałem Jana Białostockiego, wnuka pierwszego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych, Ignacego Oziewicza. Miał zarejestrowanych około stu godzin rozmów z żyjącymi jeszcze Żołnierzami Wyklętymi. On to zrobił dla swojego dziadka w latach 90. Białostocki przekazał mi nagrania i montowałem ten materiał przez kilka lat, skończyłem dopiero w 2011 roku. Dzięki temu, dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy na temat Wyklętych. Na bazie tego materiału zrealizowałem „Kadry - film o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych”. W międzyczasie powstał leksykon o NSZ dla Instytutu Pamięci Narodowej, a także film dokumentalny „Elegia na śmierć Roja”. No i zrodził się także pomysł na zrobienie 12-odcinkowego cyklu pt. „Żołnierze Wyklęci”. Oczywiście moim zamiarem głównym było zrealizowanie dużego filmu fabularnego na ten temat, o „Roju” właśnie, ale nie do końca miałem wtedy możliwości, żeby to zrobić. W związku z tym złożyłem w TVP wspomniany cykl, który został przyjęty bez zachwytu. Później  pojawiła się szansa na zdobycie pieniędzy zewnętrznych - przypominam, że wtedy mieliśmy IV RP i było jeszcze zainteresowanie taką tematyką. Niestety, pomysł dużego filmu fabularnego upadł po przegranych przez PiS wyborach w 2007 r. Wtedy, ówczesny prezes telewizji, Andrzej Urbański, wycofując się z dużej fabuły, zaproponował mi development scenariuszy tego 12-odcinkowego cyklu fabularnego, podpisałem nawet z TVP umowę. Niedługo po tym odszedł Urbański i zastąpił go Piotr Farfał. Udało mi się zainteresować Farfała dużym filmem o „Roju” i on podpisał go do produkcji. Następnie było zamieszanie, odszedł Farfał, wrócili na chwilę ludzie PiS i Bogusław Szwedo, pełniący obowiązki prezesa, podniósł kwotę zaangażowania Telewizji. Wreszcie mogłem złożyć dokumentację do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej o dofinansowanie, dodatkowe pieniądze dały Kasy Krajowe SKOK. Ale żeby uzyskać pieniądze z PISF, musiałem mieć aneks do umowy z telewizją. Nowy prezes TVP, ten który zastąpił pana Szwedo, nie podpisywał tego aneksu przez wiele miesięcy i musiałem zrobić przerwę w zdjęciach. Pierwszą wersję montażową przedstawiłem pod koniec 2010 roku. I wtedy zaczęła się wojna z telewizją…

Czyli?

- Pojawiło się żądanie mechanicznego skrócenia filmu o pół godziny. Oświadczyłem, że taka wersja jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. Czyli miałem do wyboru, albo upadłość produkcji, albo dalszą grę o ten film, i właśnie ją podjąłem. To żądanie skrócenia filmu było niesłychane, bo oni nawet dłuższej wersji nie obejrzeli. Twierdzili, że film telewizyjny musi być krótszy, bo takie są wymogi, co jest absurdem, ponieważ w telewizji emitowane są filmy dłuższe. Na początku tego roku ponowiono żądanie skrócenia, a w przeciwnym razie zwrotu poniesionych kosztów.

To chyba spora kwota?

- TVP do tej pory zaangażowała się w „Roja” kwotą pięciu milionów złotych, bo oprócz filmu głównego jest jeszcze serial, z tym że do serialu mają pełne prawa, a do filmu mają praw niewiele. PISF wyłożył dwa miliony, a SKOK dał, oprócz kredytu, 650 tysięcy złotych. Gdyby ci wszyscy koproducenci zachowali się normalnie, już dawno bym ten film skończył i nie miał żadnego długu. Niestety tak nie jest. A żeby zrobić postprodukcję, potrzebuję jeszcze 1,5 miliona złotych.

I mając nad głową groźbę zwrotu prawie ośmiu milionów złotych oraz brak półtora miliona na dokończenie filmu, jednak zdecydował się pan zrobić „Roja” w takim kształcie, jakim zamierzał.

- Nie miałem innego wyjścia, tyle że postanowiłem ominąć system. Napisałem apel, ogłosiłem akcję „Ratujmy Roja”, jeżdżę z kopią roboczą po Polsce. Ludzie przekazują pieniądze, dzięki czemu mogę spłacać bieżące długi. Ale sytuacja i tak jest ciężka. Mam obecnie siedem procesów związanych z filmem, zablokowane konto i pół miliona długu. Staram się dbać o to, żeby nie pojawiały się kolejne procesy. Jednak innej decyzji podjąć nie mogłem. Gdybym dokonał żądanych skrótów, zabiłbym film i sam do siebie głęboko się zniechęcił.

Mówił pan, że żądanie skrócenia filmu z powodu dopasowania go do wymogów telewizyjnych, jest absurdalne. Czyli żądanie było tylko pretekstem do uniemożliwienia jego powstania. Ale właściwie dlaczego miano by to robić, czy „Rój” jest aż taki niewygodny?

- To jest oczywista sytuacja. Przez chwilę była IV RP, ale ona zniknęła i wrócili ci sami ludzie, może tylko trochę przemalowani. Powróciła III RP, czyli ten system, który doprowadził polskie media do takiego stanu, w jakim one się obecnie znajdują. Krótko mówiąc, polskie media opierają się na tajnym porozumieniu niektórych ludzi „Solidarności” z komunistami. W tym systemie taki reżyser jak ja, nie jest nikomu do niczego potrzebny, dlatego jestem nie tylko reżyserem, ale i producentem „Roja”, bo jako reżyser nie zrobiłbym nigdy żadnego filmu. Przy obecnym układzie politycznym, telewizji nie są potrzebni Żołnierze Wyklęci, nie jest potrzebny „Rój”, nie jestem potrzebny ja. Oni potrzebują reżysera, który zgadza się całkowicie z producentem i najlepiej jak ma bezpieczne tematy. Młodzi reżyserzy mogą robić filmy o samotności, o dilowaniu, o waleniu głową w ścianę, a trochę starsi mogą robić komedie romantyczne, bo to nikomu nie przeszkadza. Stąd taki żałosny poziom polskiego kina. Poza tym producenci mają układy z redaktorami oraz ekspertami w PISF i tak to sobie wszystko działa w zamkniętym kręgu. Mi się udało w ten krąg wedrzeć przemocą, no to ponoszę teraz karę. Oni też mnie wykańczają przemocą.

Dlaczego wybrał pan akurat „Roja” i do kogo skierował opowieść o nim?

- Przy przeglądaniu materiału Jana Białostockiego zwróciłem na tę postać uwagę, bo wielu żołnierzy o nim opowiadało jako o młodym, bohaterskim, wręcz legendarnym, dowódcy, który walczył na Mazowszu. Stąd „Rój”. Ale film oddaje hołd nie tylko „Rojowi”, a w ogóle tamtym czasom, uzupełnia lukę w polskim kręgosłupie moralnym, bo bez zrozumienia etosu Żołnierzy Wyklętych, ten kręgosłup jest niekompletny. I to trzeba opowiedzieć przede wszystkim młodym ludziom, choć uważam, że i tak jest już trochę późno, taki film powinien powstać piętnaście lat temu. No bo proszę sobie wyobrazić, że obecni rówieśnicy „Roja” pojawiają się nagle w tamtych czasach. Trudno to sobie nawet wyobrazić, prawda? To wręcz niewykonalne. A ja właśnie tak ten film zrobiłem. Zebrałem młodych chłopaków, zupełnie nieznanych, i wrzuciłem ich w tamten czas, kazałem im się wcielić w postacie z tamtych lat. I moim zdaniem powstał film, który dokładnie oddaje duchowość tamtych czasów, ale odnosi się też do czasów obecnych, do tej trwającej nagonki na najważniejsze wartości. Bo podkreślam to często, że film o „Roju” jest opowieścią o wolności, ale wolności opartej na wartościach, które się albo ma, albo nie ma, nabyć w żaden sposób ich nie można. Te wartości to Bóg, Honor i Ojczyzna. I to jest chyba najbardziej bolesne dla przyjmujących film, dla tych nieszczęsnych recenzentów. Dodam na zakończenie taką ciekawą uwagę, którą niedawno usłyszałem. Polska prawica jest dlatego taka słaba, bo się podzieliła. Podzieliła się na Boga, na Honor i na Ojczyznę.


Rozmawiał Paweł Krajewski

Kalendarz imprez
kwiecień 2024
PnWtŚrCzPtSoNd
dk1 dk2 dk3 dk4 dk5 dk6 dk7
dk8 dk9 dk10 dk11 dk12 dk13 dk14
dk15 dk16 dk17 dk18 dk19 dk20 dk21
dk22 dk23 dk24 dk25 dk26 dk27 dk28
dk29  30  1  2  3  4  5
×