To nie zdjęcia z nawiedzonego przez suszę afrykańskiego kraju. To nie odległa kraina dotknięta skutkami klimatycznego kataklizmu. To środek Mazowsza. To port rzeczny w Ostrołęce — tuż obok mostu Madalińskiego — który zamiast tętnić życiem, dziś przypomina scenografię do filmu postapokaliptycznego.
Skrajnie niski poziom wody w Narwi i utrzymująca się od miesięcy susza hydrologiczna zrobiły swoje. Miejsce, które jeszcze kilka lat temu z dumą prezentowano jako nowoczesne zaplecze dla wodniaków, dziś wygląda jak porzucony projekt. A przecież w 2019 roku w ten port tchnięto nowe życie. Po latach zapomnienia pojawił się nowy, pływający pomost, monitoring, zadbana infrastruktura. Żeglarze i motorowodniacy zaczęli tu regularnie cumować, wnosząc energię i nadzieję na rewitalizację tego zakątka miasta.

Port w Ostrołęce znów zaczyna funkcjonować [ZDJĘCIA]
Jest monitoring – są i pierwsze łodzie. Ostrołęcki port rzeczny przy moście im. Madalińskiego zaczyna na nawo funkcjonować.…
Niestety – przyroda okazała się bezlitosna. Od tamtego czasu poziom wody w Narwi systematycznie spadał. Dziś, w 2025 roku, osiąga dramatyczne minimum – w Ostrołęce oscyluje wokół zaledwie 40 centymetrów. To za mało, by mówić o jakiejkolwiek żegludze, a co dopiero o funkcjonującym porcie.
Zamiast połyskującej tafli wody mamy rozległe połacie mułu, glonów i gęstej roślinności wodnej. Trawy i sitowie wyrastają tam, gdzie jeszcze niedawno pływały łodzie. Pomosty, które powinny unosić się na wodzie, dziś ledwie dotykają jej powierzchni — niektóre niemalże leżą na osadzie. Pomiędzy nimi – bagno i grzęzawisko, niebezpieczne nie tylko dla użytkowników portu, ale i dla samej infrastruktury.
To nie tylko lokalny problem. Susza w regionie to zjawisko powtarzające się, pogłębiające i ignorowane zbyt długo. Brak opadów, rosnące temperatury, nieprzemyślana gospodarka wodna – wszystko to kumuluje się w obrazkach takich jak ten z Ostrołęki. I choć port nad Narwią to tylko jeden z wielu przykładów, jego symbolika jest wymowna.
Zamiast inwestycji w przyszłość — mamy cichy, zarośnięty pomost. Zamiast turystyki wodnej — wyschnięty ślad po rzece. A przecież woda, szczególnie w tak cennych przyrodniczo i turystycznie miejscach, powinna być dobrem chronionym, zarządzanym z rozwagą i perspektywą wielu lat.
Dziś pozostaje pytanie – czy to chwilowy kryzys, czy stały obraz rzeczywistości, do której musimy się przyzwyczaić?