O strategicznych wyzwaniach, niemieckim planie inwazji i improwizowanej obronie południowej granicy opowiadał w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce historyk Piotr Greszta. Laureat nagrody Instytutu Pamięci Narodowej przybliżył słuchaczom realia, z jakimi mierzyła się Polska we wrześniu 1939 roku.
Spotkanie w ostrołęckim muzeum było okazją do spojrzenia na początek II wojny światowej z perspektywy strategicznej. Piotr Greszta rozpoczął od nakreślenia niezwykle trudnego położenia geopolitycznego II Rzeczypospolitej, która tuż przed wybuchem konfliktu znalazła się w kleszczach.
– Polska była z trzech stron otoczona przez Niemcy. Fortyfikacje polowe były na północy kraju, m.in. na linii Narwi w okolicach Ostrołęki. Umocnienia były też w rejonie Częstochowy i Katowic, gdzie spodziewano się, że Niemcy zaatakują
– przypomniał historyk.
Sytuację Polski dramatycznie skomplikował rozbiór Czechosłowacji w marcu 1939 roku. Utworzenie Słowacji jako państwa satelickiego III Rzeszy otworzyło zupełnie nowy, południowy front. Polskie dowództwo musiało reagować błyskawicznie.
– Na potrzeby tej sytuacji, która wytworzyła się wiosną 1939 roku, zaczęto formować nowy związek operacyjny Wojska Polskiego, Armię Karpaty, w dużej mierze improwizowanej – mówił Greszta. – Zaczęto wznosić prowizoryczne okopy. Brakowało czasu, aby ten kierunek lepiej umocnić.
Prelegent szczegółowo omówił również niemiecki plan agresji. Jak wyjaśnił, siły Wehrmachtu podzielono na dwie główne grupy: Grupę Armii Północ oraz znacznie potężniejszą Grupę Armii Południe, w której skład wchodziło więcej dywizji pancernych i zmotoryzowanych.
– To pokazywało, że północny kierunek nie był pierwotnie przynajmniej aż tak istotny – dodał laureat nagrody IPN. – Niemcy skupili się na uderzeniu na Polskę w okolicach Częstochowy, gdzie znajdowała się tzw. luka częstochowska – swoiste połączenie między Armią Łódź i Armią Kraków, gdzie polskie zgrupowanie było najsłabsze. Bardzo szybko przełamali niestety naszą obronę i wdarli się na tyle głęboko, że zagrozili po kilku dniach natarcia formującej się Armii Prusy, która miała być gotowa po kilku tygodniach mobilizacji.
Piotr Greszta, który jest autorem książki poświęconej walkom pod Tomaszowem Lubelskim, odniósł się także do planowanej roli Zamojszczyzny. Wbrew późniejszym wydarzeniom, region ten miał pierwotnie stanowić strategiczne zaplecze.
– Zamojszczyzna była przewidywana jako obszar tyłowy, gdzie będą mobilizowane wojska, a później wysyłane na front, gdzie będzie gromadzona żywność, amunicja, a w przypadku niepomyślnego przebiegu działań wojennych będą tu ewakuowane niektóre ministerstwa rządu. W jednym z miasteczek, Krasnobrodzie, planowano umieścić kancelarię prezydenta Mościckiego.
– zakończył historyk.
Wykład w Muzeum Żołnierzy Wyklętych był cenną lekcją historii, która pozwoliła zebranym lepiej zrozumieć dramatyzm i złożoność sytuacji Polski w przededniu największego konfliktu zbrojnego w dziejach.